Jeżeli chodzi o kosmetyki The Body Shop i odwieczną dyskusję cena - jakość... 
nie są to cudowne produkty, ale ja je lubię ze względu na świetne zapachy - tutaj można przepaść. 
Co do działania, to wszystko zależy od tego, jak wymagającą macie skórę. 
Raz bubel, raz olśnienie - jak wszędzie :)

Dziś chciałam wam przedstawić kosmetyk, który skłania się w stronę może nie kompletnego bubla, 
ale prawdziwie nieudanego mazidełka. A mowa będzie o peelingu do ciała Satsuma.



Opakowanie: 75ml żelowego peelingu zamknięte jest w dość miękkiej (jak na opakowania TBS) 
plastikowej tubie z zatrzaskiem. Nic specjalnego. Moim zdaniem kosmetyk jest jednak trochę za gęsty, 
nie spływa ze ścianek i na końcu trzeba się porządnie nagimnastykować, żeby wydobyć resztę. 
Albo użyć nożyczek :)

Konsystencja: jak wcześniej pisałam gęsta, mocno żelowa. Na suchej/wilgotnej skórze 
dobrze się trzyma - można śmiało masować :) W kontakcie z wodą strasznie się rozłazi, spływa z dłoni 
i ciała, za co duży minus. Bo pod prysznicem jakoś ciężko być bardziej suchym, niż mokrym?

Wydajność: słaba, niestety. Przy takiej cenie jest to dla mnie zupełnie nieopłacalny kosmetyk. 

Zapach: jeden z moich ulubionych! Soczysta mandarynka w każdej odsłonie mi się podoba, czy to peeling, czy masło :) 
Na skórze nie utrzymuje się niestety za długo, ale wystarczy chwila przyjemności pod prysznicem. 



jak widzicie konsystencja żelowa, zbita i spora ilość drobinek
na zdjęciu niżej rozsmarowana na skórze...



Działanie: i tutaj wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od peelingu. Ja szukam porządnego drapaka 
i w peelingu TBS go nie znalazłam...
Bardziej nadawać się on będzie dla osób z delikatną, wrażliwą skórą, bo peeling na pewno nie zrobi im krzywdy :)
Drobinek w żelowej bazie jest sporo i są dość ostre, ale... ta konsystencja wszystko psuje!
Jest taka gęsta, zwarta i nie wiem jak to wytłumaczyć, opornie się rozprowadza, przy dodaniu wody spływa i bądź tu mądrym :)
Jeśli się już uporamy i dostosujemy siłę nacisku, wilgotność skóry i odpowiednią ilość samego kosmetyku - nasza skóra będzie delikatnie wygładzona. 
Ja jestem raczej gruboskórna, mocno masuję skórę ale efekt jest za delikatny... Przy peelingu cukrowym/solnym jest on zdecydowanie bardziej widocznym. 
Plusem dla niektórych dziewczyn będzie zapewne to, że peeling nie zostawia na skórze żadnej tłustej warstewki, jak w przypadku większości peelingów cukrowych.
Skóra jest gładsza, umyta i nie zauważyłam wysuszenia. Dla mnie to za mało.

Cena: dostałam swój peeling w gratisie, ale za 75ml opakowanie zapłacimy 20zł. 
Na wizaz.pl znalazłam informację, że za 200ml trzeba zapłacić 56zł, co dla mnie jest sporą przesadą jak za te właściwości...

Podsumowując: peeling nie dla mnie. Za delikatny, niewydajny, dość drogi. 
Mimo przepięknego zapachu na pewno drugi raz po niego nie sięgnę,i jestem bardzo dumna z siebie, że zmusiłam się do całkowitego zużycia :)
Jeśli lubicie mocne peelingi - nie polecam!

 skład dla ciekawskich:



Miałyście ten lub inny peeling z The Body Shop?
Jak się u Was sprawdził?

pozdrawiam, A




6 Comments

  1. Czyli produkt nie dla mnie. Toleruję tylko mocne peelingi, które można znaleźć w lepszej cenie. Przynajmniej nie musiałaś za niego płacić ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja uwielbiam mocne peelingi więc na ten sie nie skuszę zgodnie z Twoją radą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja tak samo bardzo lubię typowe zdzieracze :)
    ale nie powiem, kolor bardzo zachęca :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam okazji go przetestować, ale skoro piszesz, że delikatny to może się kiedyś skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam, ale podoba mi się ta jego delikatność...

    OdpowiedzUsuń
  6. oj TBS ma boskie zapachy, kocham te kosmetyki za to :) mam taki peeling ale truskawkowy - nie używać tylko wąchać :D bo jak się skończy to będzie mi szkoda xD

    OdpowiedzUsuń

chętnie odpowiem na Twoje pytanie :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.