Ostatnio przejrzałam moje lakierowe zbiory w poszukiwaniu ewidentnych kolorystycznych bliźniaków, w celu bezwzględnej eliminacji i tworzenia miejsca na nowe nabytki oczywiście :) Swoje lakiery trzymam w szufladzie i obiecałam sobie, że jeśli przestaną się tam mieścić to przestaję kupować. Czekam na moje miniaturki OPI i miejsca brak... Dlatego takie porządki są mile widziane.
Na pierwszy ogień poszła parka, między którą waham się już jakiś dłuższy czas. I wiem, już wiem kto ze mną zostaje.
Baza obu lakierów jest identyczna - waha się między czernią, a bardzo ciemną, zgaszoną zielenią. Lakiery napakowane są ogromną ilością drobinek w kolorze starego złota i właśnie w drobinkach jest największa różnica. Inglot 851 ma drobne, shimmerowe drobinki, za to Essence 01 gold old buffy idzie bardziej w wykończenie glassfleckowe. I właśnie dlatego zostaje ze mną :) Jest bardziej wyrazisty na paznokciach, dużo ładniej się błyszczy niż lakier Inglota, który sprawia wrażenie mętnego? :P
2 warstwy lakieru + Seche vite
Lakier Essence pochodzi z limitowanki Vampires Love, która wyszła w okolicach listopada 2011 roku, więc szans na zdobycie tego lakieru już niestety nie macie. Myślę, że lepiej się sprawa ma, jeśli chodzi o lakier Inglota. Jeśli chodzi o konsystencję, to Essence jest gęsty i po 2 warstwach krycie jest idealne, za to Inglot jest rzadki i lubi czasami zrobić jakiś delikatny prześwit. Dodatkowo łatwo nim zalać skórki... Jeśli chodzi o trwałość, to oba nie powalają. Mimo nałożonej warstwy Seche vite schodziły równo. Pędzelki: u Inglota klasyczny cienki, Essence ma pędzelek cienki, płaski i szerszy niż standardowo. Jest bardzo podobny do nowej serii Colour&Go, chociaż mniej puchaty. Na temat schnięcia wypowiedzieć za bardzo się nie mogę, ale z racji gęstości, lakier Essence wysychał dłużej (nawet pod SV).
A może wolicie Inglota? Hm... w sumie aktualnie nie ma właściciela, więc... :D
pozdrawiam, A.
Essence ma troszkę większe drobinki i bardziej mi się podoba.
OdpowiedzUsuń