Chociaż miałam nadzieję przedłużyć wrześniowy ban zakupowy, o którym pisałam tutaj na październik, to plan ten legł w gruzach. I to wcale nie przez moje wyposzczenie zakupowe, o nie! Zwyczajnie kilka kosmetyków naprawdę zakończyło swój żywot wcześniej, niż się tego spodziewałam. Dodatkowo jeden został przejęty przez moją mamę, ale nie mam jej tego za złe. Jest takim sucharkiem, że każda oznaka nawilżenia jej skóry mnie cieszy - nawet, jeśli oznaką jest mój balsam :) Ale do rzeczy! Już pokazuję, co mam.




Skończył się lipowy płyn micelarny z Sylveco, z którego byłam naprawdę zadowolona. Brak pomysłu na cokolwiek innego i szybka potrzeba spowodowały, że kupiłam nawilżający płyn micelarny 2w1 z BeBeauty. Od kiedy miałam jeden z tych płynów (nie pamiętam który) minęło już sporo czasu i zdążyłam zapomnieć czy robił mi duże kuku, czy nie. Dlatego mam okazję na odświeżenie wrażeń. Póki co moje oczy mają się dobrze, a to z myślą o nich wybieram zawsze płyn micelarny. Oby tak dalej ;)

Denko zobaczyłam również w kremie pod oczy Tołpa Green Nawilżenie z bawełną i irysem, do którego mam mieszane uczucia... Nie wiem, czy napiszę o nim coś więcej, bo był to krem niezły, ale na kolana mnie nie powalił. I na tym chyba zakończę przygodę z Tołpą, jeśli chodzi o pielęgnację okolić oczu. Do koszyka trafił za to taniutki krem pod oczy Alterra Hydro z winogronem i białą herbatą (ok. 7zł, Rossmann). Używałam z tej serii kremu na noc i dobrze wspominam jego właściwości nawilżające, więc mam nadzieję, że będzie porównywalny.




Ze strony e-naturalne.pl  zamowiłam 10% tonik z glukonolaktonem (17,90zł), czyli mój pierwszy krok do kwaśnej jesieni. Toniku używam już od prawie dwóch tygodni i jestem z niego naprawdę zadowolona :) Na efekty i moją sensowną recenzję trzeba jeszcze poczekać, ale mam w planach post o aktualnej pielęgnacji twarzy, więc wtedy napiszę więcej. Do przygotowania toniku wybrałam śmierdzący hydrolat lawendowy (6,50zł/50g) i nieco mniej śmierdzący hydrolat oczarowy (6,80zł/50g). Lawenda wylądowała w toniku, a oczar służy mi do przecierania skóry kiedy na noc używam serum korygującego z Bielendy - glukonolakton się z nim nie polubił, co boleśnie odczułam na skórze...
Do zamówienia dorzuciłam z czystej ciekawości peeling enzymatyczny z owoców tropikalnych (6,50/10g), ponieważ ku końcowi miał się mój łagodny peeling enzymatyczny z Dermiki. To mój pierwszy peeling enzymatyczny w formie proszku, więc zobaczymy co z tego będzie :)




Kolejny zakup poczyniłam z winy mamy, która jest totalnym sucharkiem i jeśli podpasuje jej już jakiś balsam, warto zapisać to w kalendarzu :) I tak właśnie było z balsamem Balea Soft-Ol z olejkami 40%. Miałam okazję się nim raz czy dwa posmarować i moja skóra niestety nie wpijała tak chętnie tej olejkowej warstewski, którą zostawiał. Na noc był w porządku, ale rano musiałam zakładać ubrania na wilgotne jeszcze od kosmetyku ciało. Skóra mojej mamy spija jego każdą ilość, więc ja w zamian kupiłam sobie mleczko regenerujące do skóry zniszczonej i przesuszonej z Le Petit Marseillais (w Naturze kosztowało 8zł!). U mamy swędzenie skóry pojawiło się kilka minut po użyciu LPM, za to ja jestem bardzo zadowolona. Szczególnie z szybkiego wchłaniania.




Krem do biustu to kosmetyk, który jest ze mną już od kilku lat. Ostatnie fuknięcia wydaje z siebie Tołpa Dermo Body Bust, o którym miałam wielką ochotę napisać, jako o wybawcy. I tak faktycznie było na początku używania - skóra była wyraźnie napięta, gładka, a biust wizualnie wyglądał lepiej. Nie wiem, czy ktoś rzucił na ten kosmetyk czar, ale kiedy zużyłam ponad połowę zawartości tubki, wszystkie efekty zniknęły... Skóra wróciła do swojej zwyczajnej formy, a do tego nie odczuwam nawet najmniejszego działania nawilżającego. Dlatego mocno rozczarowana postawiłam na coś dużo tańszego, czyli Ziaja Multi Modeling, serum proteinowe modelujące biust (6,99zł na stoisku Ziaja). Nie liczę na lifting z wypełnieniem, ale na nawilżenie i lekkie napięcie skóry. Trzymajcie kciuki! A jeśli miałyście okazję używać kremu do biustu z Pat&Rub (nadal ta kwota jest dla mnie zabójcza) dajcie koniecznie znać w komentarzach. 


W październiku udało mi się zużyć głęboko nawilżający krem do rąk Evree przeznaczony do skóry suchej i szorstkiej (raczej normalnej ze skłonnością do przesuszenia, dla tej wymagającej polecam serum!). Trafił więc do mnie prosto z promocji w Rossmannie krem do rąk i stóp głęboko nawilżający Ziaja (niecałe 4zł!). Kupiłam go z myślą o nocnej pielęgnacji, więc jego ciężka konsystencja zupełnie mi nie przeszkadza, a brak mentolowego zapachu to prawie błogosławieństwo. Jeśli się sprawdzi, na pewno napiszę o nim więcej. 




Mam już serdecznie dość kremu do skórek z ekstraktem z białej herbaty i ogórka Sally Hansen, który mało pochlebnie przedstawiłam Wam tutaj. Moje skórki buntowały się bardzo i sam krem do rąk nie pomagał. Evree Max Repair, regenerujące serum do paznokci kupiłam w Rossmannie za ok. 15zł/8ml i jestem z niego bardzo zadowolona. Używam przede wszystkim na skórki (bo płytkę paznokcia mam zazwyczaj pomalowaną) i widzę dużą poprawę. Jestem jeszcze ciekawa odżywki do skórek Cuticle Rehab od Sally Hansen i będę na nią polować w Rossmannowej promocji :)  (2-6 listopada). Zostając w temacie paznokci, do mojego lakierowego pudełka dołączył lakier Essie w kolorze Bordeaux, który pokazywałam już tutaj.




Ostatnio moje powieki są tak czerwone, że chwilami wyjście z domu bez czegokolwiek na nich jest dość... nieestetyczne. Nie wiem właściwie co się dzieje, bo efekt ten atakuje mnie z zaskoczenia. Nie jest związany ani z przemęczeniem, ani z odżywką do rzęs (sprawdzałam). Z pomocą przyszedł mi Maybelline Color Tattoo Creamy Mattes w kolorze 91 creme de rose. To taki nudziak o lekko różowym zabarwieniu, którego na mojej skórze powiek nie widać. Za to świetnie wyrównuje kolor i maskuje wszelkie zaczerwienienia i popęknane żyłki. Jest to zabieg szybki, na czym najbardziej mi zależało. Gdyby jeszcze utrzymywał się nieco lepiej, byłby moim ideałem ;) Zapłaciłam za niego bez promocji 24zł w drogerii Natura.

Z myślą o podrasowaniu efektu, jaki na moich rzęsach daje tusz Maybelline Lash Sensational kupiłam skoncentrowane serum do rzęs 3w1 Advanced Volumiere Eveline. Jestem średnio zadowolona, bo bardziej podobał mi się efekt z tuszem solo. Ciekawość zaspokojona, ale lekki niesmak po tylu pozytywnych recenzjach pozostał. Liczyłam na efekt wow, a nic takiego się nie stało... No cóż, będę używać w przyszłości z innymi tuszami i liczę, że efekt będzie lepszy.




Z wielkim żalem pożegnałam szminkę MAC w kolorze Hot Gossip. Była to moja pierwsza makówka, prezent od kochanej przyjaciółki (G, wracaj tu do mnie!). Kolor bardzo mi się podobał, ale nie był dzienniakiem, a ja nie miałam odwagi do noszenie go bez okazji. Niestety pomadka po ładnych kilku latach zmieniła zapach i zaczęła przesuszać i podrażniać usta, co wcześniej przy formule cremesheen nie miało miejsca. Dlatego ze smutkiem się z nią żegnam :( Żeby nie czuć opuszczenia za mocno, miejsce zostawione przez makówkę zajęłam dwoma produktami do ust marki Golden Rose, które chodziły za mną od dłuższego czasu. I tak, z polecenia Maxineczki, trafiły do mnie dwie kredki: Matte Lipstick Crayon w kolorze nr 10 oraz Dream Lips Lipliner nr 511. O dziwo szczególnie ciemniejszy kolor przypadł mi do gustu i mam nadzieję przekonać się do niego na co dzień. Koszt to ok. 12 i 6zł.




W prezencie od mojej kochanej dziewczyny dostałam balsam Eos o zapachu owoców leśnych(?). W każdym razie pachnie świetnie i używam go z przyjemnością :) Na pewno nie jest to silnie nawilżający balsam, który będzie mi służył zimą, ale póki moje usta nie zamienią się w dwa wiórki, nie mam do niego zastrzeżeń.

Na ostatni moment do zdjęć załapała się świeżutka dostawa z DMu od taty. Dzięki raz jeszcze!



Przyszła pora na kolejną, po letniej, kolekcję limitowaną żeli pod prysznic Balea. Tym razem seria składa się z trzech kwiatowo-owocowych zapachów:
- fiołek z maliną: jest słodko, malinowo, ale podstawa zapachu jest mocno kwiatowa. Piękny, kobiecy zapach.
- kwiat neroli i czerwona pomarańcza: świeży, ale też słodki i soczysty zapach. Przypomina nieco mambę :)
- róża i owoc pasji: ten zapach z pewnością podbierać będzie Wasz facet! Nie czuję tam róży, a czystego mężczyznę prosto spod prysznica :P

I gdyby kąpieli było za mało, to mam jeszczy płyn do kąpieli Balea. Pachnie jabłkiem z cynamonem, z przewagą według mnie jabłka - nie jest ani za słodkie, ani zbyt cynamonowe. Dla mnie to świetny zapach i na pewno skorzystam z takiej kąpielowej przyjemności :) Dostałam też nowe jajeczka Ebelin, czyli kolejny ukłon marki w stronę BeautyBlendera - tym razem w wersji do korektora. Jajeczka do podkładu mocno podratowały moje umiejętności, a raczej ich brak w temacie nakładania podkładu. Mam nadzieję, że z korektorem będzie podobnie. Zestawy jajeczek mam dwa i za niedługo pojawi się małe rozdanie - może ktoś się skusi :)





K O N I E C 

Rozpisałam się okropnie! :) Mam nadzieję, ze mi to wybaczycie, skoro w zeszłym miesiącu nie było zakupowego posta. A jak moje plany podbojów drogeryjnych wyglądać będą w listopadzie?

Po pierwsze - w promocjach drogerii Rossmann nie będę szaleć. Nie mam przygotowanej listy zakupów i w zasadzie niczego nie potrzebuję. Kusi mnie jedynie tusz do rzęs :) Dla przypomnienia terminy:

2.11 – 6.11. 2015 – szminki, błyszczyki, kredki do ust, lakiery, produkty do pielęgnacji paznokci

7.11 – 13.11.2015 – tusze do rzęs, cienie do powiek, eyelinery, kredki do powiek

14.11 - 20.11.2015 - pudry, podkłady, róże, bronzery, korektory

Po drugie, będę uzupełniać tylko bieżące potrzeby. Zmieniam nieco pielęgnację swojej cery, więc może być ciekawie. Trzymajcie kciuki! 


A jak wyglądają Wasze październikowe zakupy? :) 
Polujecie na coś szczególnego w Rossmannie?

pozdrawiam
Adrianna 


Leave a Reply

chętnie odpowiem na Twoje pytanie :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.