Czy macie czasami tak, że jakaś myśl, idea Was oczaruje? Utkwi głęboko w głowie i wewnętrzny głos mówi do Was - tak! Ty też tak możesz! A potem patrzycie na swój miesięczny przypływ kosmetyczny i... no właśnie. I z modnego ostatnio minimalizmu zostaje jedynie obietnica poprawy w przyszłym miesiącu :) Więc i ja obiecuję - jeszcze będzie przepięknie. A teraz zapraszam na pogrążający nieco moje 'przekonania' zakupowo-podarunkowy przegląd listopadowy :)

Włosy i twarz.


Wypadanie włosów mogę uznać za opanowane, choć nie przestaję szukać szamponu, który delikatnie i naturalnie umyje moje włosy. Tym razem postawiłam na rewitalizujący szampon do włosów suchych i zniszczonych Babuszki Agafii i muszę przyznać, że jeszcze żaden z rosyjskich szamponów nie dawał tak po nosie kostką wc... Mam nadzieję, że działanie będzie mniej zapierające dech w piersiach (Sekret Urody, ok. 12zł). Idealnym balansem dla przesuszonej i podrażnionej skóry głowy, był za to szampon Isana z 5% mocznikiem (Rossmann, ok. 5zł?). Nie używałam go ciągle, bo jest nieco za ciężki dla moich 3 włosów na krzyż, ale co 2-3 mycie sięgam z przyjemnością. Oczyszczający żel do cery tłustej i wrażliwej Effaclar to poprostu kolejna butelka, którą przelałam do 400ml (zużytego właśnie) opakowania z pompką (Super Pharm, 20zł z kodami LifeStyle). Doceniłam stosunkowo niedawno, ale to idealny żel do oczyszczania mojej skóry. W ostatnich zużyciach, na liście zakupowem zapisałam krem nawilżający do twarzy, a że nie miałam nic konkretnego na oku, to w zestawie z drażetkami Merz Spezial kupiłam krem, a właściwie kremowy mus/piankę do twarzy o potrójnym działaniu (Apteki DOZ, 37zł za zestaw). Krem ma odbudować nawilżenie skóry, wzmocnić równowagę wodno-lipidową oraz chronić przed utratą nawilżenia. Brzmi świetnie, zobaczymy jak przyjmie go moja skóra - pierwsze użycia były obiecujące :) 

Ciało.


Tutaj niespodzianka od taty, czyli kilka nowych (przynajmniej dla mnie) kosmetyków z DMu. Limitowane żele pod prysznic Balea o zapachu białych kwiatów i jagód acai właśnie znalazły swoje miejsce pod prysznicem, i to mój ulubieniec tej limitowanej serii :) Wanilia z pomarańczą była przyjemna, ale to nie mój zapach - znajdzie się w denku listopadowym. Na użycie czeka za to olejek pod prysznic Balea, z którym tata trafił idealnie - o ile z wypadaniem włosów jest lepiej, tak z przesuszeniem skóry walczę nadal. Sama do tej małej, niemieckiej rodzinki, dorzuciłam peeling Ziaja liście zielonej oliwki (stoisko firmowe, 9,90zł). Kolejny skok w bok i powrót do ostrej gąbki z podkulonym ogonem. Niezły, ale za słaby... Zapach dużo ciekawszy w opakowaniu niż na skórze. Mogę też wspomnieć przy okazji, że całkiem 'świeże' w ofercie Ziaji żelowe mydło do rąk tamaryndowiec z zieloną pomarańczą (ok. 6zł) to kicha. O ile zapach był świetny, tak działanie już mniej. Mydło wysuszało ręce mocniej niż Isana, która jest u mnie praktycznie cały czas. Na pewno nie kupię ponownie.



Ciała ciąg dalszy, czyli dwa nawilżacza z DMu od taty. Masło Alverde z masłem shea i olejem makadamia już miałam (tutaj kilka słów o nim), za to nowością dla mnie jest krem do ciała Balea z masłem shea. Dobrze wspominam wersję z kokosem, więc chętnie przetestuję i ten wariant. Na liście zakupowej na listopad znalazł się rónież krem do biustu i wybrałam modelujące serum z efektem powiększenia i podnoszenia biustu (sratatata) marki Bielenda (Rossman, ok 20zł). Ładnie napina skórę i dobrze ją nawilża. Jesień jak widać należy do cielesnych przyjemności :)

Makijaż.


Oklepana już chyba przez wszystkich promocja rossmannowa przyniosła mi w tym roku trzy kosmetyki. Pierwszym jest krem CC Bourjois z 3 pigmentami  w kolorze 31 ivory (Rossmann, cena regularna 45zł). Używam i lubię nawet bardziej niż kupiony niedawno podkład Nearly Naked z Revlonu. Kolejnym kosmetykiem, nad którym zastanawiałam się naprawde długo był balm stain z Revlonu, czyli sławna kredka Just Bitten Kissable (Rossmann, cena regularna ok. 50zł), w kolorze 001 honey douce. Jest to bardzo naturalny, dzienny odcień moich ust, który po czasie nieco ciemnieje. Dodatkowo zapach miętowych czekoladek tylko zachęca do używania. Trzecim promocyjnym zakupem był równie długo 'przemyśliwany' korektor rozświetlający pod oczy L'Oreal Lumi Magique w kolorze 1 light (Rossmann, cena regularna 55zł). Na pewno nie kupiłabym go w cenie regularnej, bo do korektorów chyba nigdy się nie przekonam. Używam, ale jeszcze się zastanowię, czy ze mną zostanie. 

Na zdjęciu widzicie również szminkę MAC w kolorze Syrup, którą dostałam w prezencie od mojej przyjaciółki Natalii :* Cieszę się bardzo, bardzo, bardzo mocno, bo ten kolor jest poprostu idealny! Kolor, wykończenie i jakość, oraz niewysuszająca formuła. Wkrótce Wam ją pokażę, ale dajcie mi się nią nacieszyć ;)

Jak widzicie, z powyższą gromadką do minimalizmu mi naprawdę daleko... 
Powiedzcie mi, że Wam zakazy zakupowe idą lepiej - łaknę motywacji! :D

pozdrawiam, A



Nie wiem co się stało, ale chyba mi się coś w głowie pomieszało. Jeszcze 2-3 lata temu mogłam o sobie powiedzieć śmiało - żadnemu lakierowi nie popuszczę, wszystkich potrzebuję! A teraz? Z początkowej liczby ok. 300 buteleczek zeszłam powoli do 30 sztuk... I sama jeszcze w to nie wierzę :) Czy mi z tym dobrze? Zaskakująco. Ale ciekawszym wydaje się być fakt, że w tej, powiedzmy trzydziestce, znajdują się lakiery które lubię, których używam z przyjemnością i które są (w większości) dobrej jakości. IDEALNIE. 

Z tego ociekającego słodyczą wstępu chciałabym płynnie przejść do tematu, który poruszyć miałam już jakiś czas temu, ale zebranie się zajęło mi trochę czasu. Mam jednak nadzieję, że moja jesienno-zimowa kolekcja lakierów jeszcze Wam się spodoba. Zapraszam.

Granat i fiolet.


Na samym początku musicie wiedzieć, że uwielbiam ciemne lakiery. W swoim pudełku zdecydowana większość buteleczek nie ma nic wspólnego z pastelami, podobnie z resztą jak powyższa dwójka. Granat Essie w kolorze school boy blazer to idealnie wyważona granica między czernią, a kolorem właściwym. Świetnie się nakłada, przy dwóch warstwach kryje idealnie, a efekt jaki zostawia na paznokciach możecie zobaczyć tutaj (ps. już zapomniałam jak to jest mieć tak długie paznokcie i oglądany obrazek wcale mi się nie podoba...). Poniżej granatu znajdziecie lakier, który niestety nie pojawił się na blogu i naprawię to w najbliższym czasie. Nie wiem jak to się stało, wybaczcie, kajam się. China Glaze w kolorze let's groove to przepiękny, głęboki, figlujący fiolet w bardzo jesiennym wydaniu. Dlaczego figlujący? Bo w zależności od światła daje się poznać raz z ciemniejszej, raz z jaśniejszej strony. Ta wielowymiarowość pociąga mnie przy każdym malowaniu. Niestety, lakier jest już dość stary i szukam godnego zastępcy. Macie jakieś typy?

Czerwień.


Szeroko rozumiana czerwień. W ciemniejszym wydaniu zdecydowanie wygrywa vampowy burgund Orly w kolorze smolder. Cudwony, głęboki i połyskujący milionem drobinek lakier, który wygląda na paznokciach jak milion dolarów. Milion, który pokażę Wam za jakiś czas, bo z niezrozumiałych zupełnie powodów jeszcze tu nie zagościł :) Dlatego więcej ochów i achów na jego temat przeczytacie za czas jakiś. 
Kolejny lakier już po bożemu pokazałam i jest to najmłodsze dziecko mojej lakierowej gromadki, które znajdziecie tutaj. Essie w kolorze fishnet stockings to jesienna, kremowa czerwień, której nie mogłam się oprzeć. Nie zawiodła mnie i z miejsca zapisała się na listę ulubieńców. 

Szarość, aż po czerń.


Jesienią szarość dopada nas z każdej strony - wygląda z szafy, wita za oknem, spogląda z buteleczek lakierów... Z moich spogląda w cieplejszym wydaniu pod postacią lakieru Ados nr 02 z serii Texture (tutaj w towarzystwie zieleni) oraz zimnego, drobinkowego Essie w kolorze cashmere bathrobe (i znowu długi pazur). Z szarością jest tak, że albo się ją lubi, albo nie, więc jeśli ją lubicie macie wielkie szczęście. Obecnie gama tego koloru jest tak szeroka, że z pewnością każdy w niej znajdzie coś dla siebie :) Wystarczy dobrze poszukać. Ja już znalazłam i taki zestaw w pełni mnie zadowala. 
Lakierem zamykającym stawkę jest oczywiście czerń. Kolor według mnie idealny w każdym wymiarze - cudowny, łączący w sobie wszystko. Orly black out ustąpi już niedługo miejsca Essie w kolorze licorice, ale póki jeszcze jest czym malować - maluję z wielką przyjemnością (m.in. tutaj).

Tymi kolorami maluję paznokcie chętnie, ale nie czuję się w żaden sposób ograniczona. Jeśli w środku zimy pojawi się ochota na pastelowy fiolet - pewnie zastanowię się dwa razy i po niego sięgnę :) Ale póki co królują u mnie ciemne lakiery. A jak jest u Was?

W najbliższych lakierowych postach postaram się pokazać Orly i China Glaze, o których pisałam wyżej. 
Mam nadzieję, że Was nie rozczarują :)

pozdrawiam, A



Już prawie zapomniałam o tej serii postów, ale po ostatnim denku należy się powrót na blogowe salony :) Formuła jest bardzo prosta - z minionych zużyć wybieram 3 kosmetyki, które w szkolnej skali oceniania (1-6) zasługują na soczystą tróję. Ani nie są dobre, ani fatalne, krótko mówiąc przecietniaki. Mam do takich w ostatnim czasie niemałe szczęście niestety... Zapraszam na post!



Anida, odżywczy krem do rąk z woskiem pszczelim i olejem makadamia 
Gdybym miała wrócić do któregoś z produktów, byłby to ten krem. Przyjemnie pachniał, nieźle się wchłaniał i dawał suchym dłoniom uczucie ulgi. Co w takim razie było z nim nie tak? A no intensywność tego uczucia... Wraz z niższymi temperaturami skóra moich dłoni zaczęła się mocniej przesuszać, a krem działał coraz słabiej. Wniosek jest prosty - na niewymagające warunku atmosferyczne krem jest w sam raz, jesienią i zimą trzeba szukać czegoś lepszego :) Cena ok. 3-4zł.

Perfecta Slim Fit, modelujące serum do biustu
Miałam już kilka drogeryjnych kremów do biustu i z większości byłam zadowolona. Nie dawały one w większości cudownego efektu push-up opisywanego na opakowaniu, ale ujędrniały skórę biustu i idealnie ją nawilżały. Przy regularnym stosowaniu biust wyglądał bez porównania lepiej, niż przy używaniu zwykłego balsamu - można nawet się pokusić o stwierdzenie, że wydawał się pełniejszy (ale przypisuję to przede wszystkim poprawie elastyczności). Co w takim razie robiło serum Perfecty? A NO NIC! Pachniało przecietnie, wchłaniało się całkiem nieźle i słabo nawilżało skórę, dodatkowo przy regularnym stosowaniu ją zapychając. W promocji SuperPharm zapłaciłam 9zł i kolejny raz przekonałam się, że kosmetyki do ciała tej firmy nie są dla mnie.

Eva Natura z serii Herbal Garden, czyki krem pod oczy i na powieki z ekstraktem z ziela świetlika (dzień i noc)
Próbowałam przekonać moje oczy do ziela świetlika, niestety bezskutecznie. Kolejny raz zareagowały podrażnieniem i wysuszeniem skóry pod oczami, oraz podrażnieniem samych oczu. Poddaję się. Cena to ok. 3-5zł w zależności od sklepu. 

Żeby zakończenie było trochę bardziej optymistyczne powiem tylko, że wszystkie marniaki mają już swoich zastępców, którzy spisują się o niebo lepiej. Jestem w pełni świadoma, że kosmetyki które się u mnie nie sprawdziły, mogą być Waszymi ulubieńcami, więc... Nie skreślajcie ich od razu :)

Miałyście okazję spotkać się z moją trójką klasową? 

pozdrawiam, A



Oczyszczanie skóry twarzy przy każdym typie cery jest bardzo ważne. Codzienny makijaż, zanieczyszczenia środowikowe, resztki kosmetyków - trzeba się tego skutecznie pozbyć :) Wieczorną pielęgnację wspieram więc maseczkami oczyszczającymi, w których małe zamieszanie wprowadziła ostatnio maska głąboko oczyszczająca na wodzie bławatkowej Łaźnia Agafii. Działa? Działa! Jeśli chcecie wiedzieć jak, zapraszam na post.


Maskę oczyszczającą z Łaźni Agafii otrzymujemy w miękkim opakowaniu z zakręcanym dziubkiem (fachowość opisu najważniejsza). Wygodne? Moim zdaniem nie do końca, jeśli kosmetyk ma nam służyć jedynie do użytku domowego (w podróży za to jest niezastąpiona). Dlatego maska trafiła do słoiczkowego opakowania, w którym swobodnie mogłam gmerać pędzlem. W konsystencji jest gęsta - typowo glinkowa, świetnie trzyma się skóry i z niej nie spływa. Nie ma problemu z rozprowadzaniem na twarzy. Nie zasycha tak mocno jak maski glinkowe, szczególnie przy nałożeniu grubszej warstwy, co sama uskuteczniam Jeśli używacie glinek, zapach powinien być Wam znaną nutą bagienka i świeżości. Nie jest to jednak zapach uciążliwy czy dominujący. Maska najlepiej sprawdza się w czasie kąpieli - ciepłe powietrze i para dodatkowo rozszerza pory, w które maska może wniknąć i je oczyścić (tak sobie to tłumaczę, jeśli jest inaczej - śmiało, wyprowadźcie mnie z błędu). Maskę trzymam na skórze ok. 15 minut, następnie bez większych problemów zmywam ciepłą wodą. 


Działanie, które można przypisać błękitnej glince, bardzo mi odpowiada :) Skóra po zmyciu maski jest czysta, pory zwężone, a podrażnienia wyciszone. Pierwsze użycia powodowały lekkie szczypanie, ale nie miało to wpływu na podrażnienie skóry. Przypomnę Wam tylko, że mam skórę tłustą/mieszaną, którą niby nic nie jest w stanie podrażnić, ale ma swoje newralgiczne miejsca jak np. skóra wokół oczu. Maska nie wysuszyła skóry w tych okolicach, ani na delikatnych policzkach. Mogę nawet uznać, że skóra po użyciu jest w stanie harmonijnego nawilżenia i oczyszczenia - nie świeci się, ale też nie jest matowa z powodu zaburzenia naturalnej warstwy ochronnej. Nie miałam też problemów z wysypem niespodzianek na twarzy, co czasami zdarza mi się po oczyszczających maskach. To wszystko składa się na nowego, maseczkowego ulubieńca :)


Skład dla ciekawskich. Moim laickim okiem jest naprawdę dobrze :) 


Jeśli nie macie bardzo wrażliwej skóry, maskę mogę śmiało polecić. Biorąc pod uwagę niewielką cenę w sklepach stacjonarnych jak i internetowych (ok. 6-7zł/100ml) i działanie - warto wyprówbować. Ja chętnie jeszcze do niej wrócę, mając na uwadze również inne maski z Łaźni Agafii. 


Jaki maski oczyszczające sprawdzają się najlepiej u Was? 

pozdrawiam, A



Szaro, buro, więc przyszedł czas na Essie. I to nie byle jaki kolor, bo dość popularną miss fancy pants :)  Nie wiem czy idę dobrą, kolorystyczną drogą, ale to chyba taupe? Jeśli nie, śmiało mnie poprawcie - zapraszam na krótki post.


Na pierwszy rzut oka to zwykła szarość, ale ciepła nuta skutecznie mnie do tego lakieru przekonała. Tak 'niekonkretny' kolor nieco rozmywa dłonie, ale od czasu do czasu z przyjemnością sobie na to pozwalam. Ciężko mi pisać o trwałości lakierów Essie czy tego konkretnego koloru, bo zależy to od tylu małych-wielkich spraw (stanu paznokci, użytej bazy i topu, odtłuszczenia płytki), że można to uznać za kwestię indywidualną. Aplikacja do najłatwiejszych nie należy, bo lakier jest dość rzadki i robi prześwity - ale taki urok jasnych lakierów najwidoczniej. Przy dwóch warstwach, pierwszej cieńszej i drugiej grubszej, efekt jest może nie do końca idealny, ale zadowalający :) Będę jeszcze ćwiczyć! Lakiery Essie dostępne są przede wszystkim online w cenach od 15zł, aż po 36zł w SuperPharm. Także każdy znajdzie coś dla siebie :)
Zastanawiam się nad postem z lakierami na jesień, chociaż patrząc na moje aktualne zbiory, takie kolory stanowią ponad połowę inwentarza... Więc chyba sensowniej byłoby pokazać ulubioną piątkę :)

A jak u Was jest z szarościami? Lubicie je nosić na co dzień?

pozdrawiam, A



Z lekkim poślizgiem ogłaszam, że zwyciężczynią mojego urodzinowego rozdania zostaje : 


Dziękuję za tak liczny udział w rozdaniu, a Alicjimagdalenie serdecznie gratuluję. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej, a czytanie rogatego bloga sprawi Wam przyjemność :) 

Szczęśliwca proszę o kontakt e-mail i podanie adresu wysyłki na rogaczki.kosmetyczne@gmail.com

pozdrawiam, Adrianna
Rogaczki Kosmetyczne 



Myślałam, myślałam i wymyśliłam :) Bez udziwnień i zbędnych zawiłości uprościłam swoją listę do 5 głównych kategorii, czyli włosów, twarzy, ciała, dłoni i stóp oraz makijażu. Myślę, że bez problemu odnajdziecie się w tej nowej rozpisce, bo mi podoba się ona o wiele bardziej - jest konkretna i widać ile czego używam. Kilka kosmetyków opuściło moje zestawienie, m.in. kosmetyki do depilacji. Ciągłe dopisywanie tych samych produktów, które ewentualnie różniły się 'zapachem' było naprawdę stratą Waszego i mojego czasu. Jeśli trafię na coś nowego, co mnie zachwyci, albo wręcz przeciwnie - dam znać :) Podobny los spotkał antyperspiranty. Cała reszta zostaje, w nieco zmienionej formie. 

Zapraszam na październikowe denko!

*kosmetyki, które przybyły - 14 sztuk
*kosmetyki, które zużyłam - 14 sztuk
*kosmetyki, które z jakiegoś powodu poszły w świat - 1 sztuka

1. WŁOSY
a) oczyszczanie
- Planeta Organica, szampon turecki hammam
- Planeta Organica, szampon fiński
Seboradin, szampon do włosów jasnych
- Biały Jeleń, hipoalergiczny szampon do włosów z octem jabłkowym 
b) pielęgnacja
- Planeta Organica, marokański balsam do wszystkich rodzajów włosów
- Planeta Organica, ajuwerdyjska złota maska 'gęstość i wzrost włosów'
Love2Mix Organic, maska do włosów z efektem laminowania
Seboradin, balsam do włosów jasnych
c) kosmetyki dodatkowe
- Marion, olejek orientalny - odżywianie macadamia & ylang-ylang
- Khadi, olejek stymulujący wzrost włosów
Seboradin, lotion do włosów jasnych

2. TWARZ
a) oczyszczanie 
- La Roche Posay, żel do twarzy Effaclar, oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej
- Mydło z Aleppo 12% oleju laurowego
- Pharmaceris T, bakteriostatyczny płyn oczyszczający
- Garnier, płyn micelarny 3w1
b) pielęgnacja podstawowa
Dermedic, Hydrain Hialuro, serum nawadniające twarz, szyję i dekolt
- La Roche Posay, Effaclar Duo +, krem zwalczający niedoskonałości
- Baikal Herbals, oczyszczający krem na noc do cery tłustej i mieszanej
- Eva Natura, Herbal Garden, krem pod oczy i na powieki z ziela świetlika
c) pielęgnacja dodatkowa
- Korund
- Perfecta, peeling enzymatyczny minerały morskie i enzym z papai
- Uriage, woda termalna 
- Fitomed, płyn oczarowy do twarzy z kwiatem pomarańczy
- Organique, maseczka algowa z dynią
Łaźnia Agafii, maska do twarzy głęboko oczyszczająca na wodzie bławatkowej
- Fitokosmetik, marokańska czerwona glinka wulkaniczna
- Fitokosmetik, kamczacka czarna glinka wulkaniczna - wygładzająca
- Olej ze słodkich migdałów
- Mincer, olejek marula
- Purederm, plastry na nos z węglem drzewnym

3. CIAŁO
a) oczyszczanie
- Organique, pianka cukrowa mrożona herbata
Organique, mydełko glicerynowe
Balea, żel pod prysznic carambola lambada
Balea, żel pod prysznic mandarynka
Green Pharmacy, żel pod prysznic oliwki i mleko ryżowe
b) pielęgnacja 
Balea, kokosowy krem do ciała
- Tołpa, antycellulitowy eliksir wyszczuplający
- Perfecta Slim Fit, modelujące serum do biustu

4. DŁONIE I STOPY
a) pielęgnacja 
- BeBeauty, krem oliwkowy do stóp i paznokci
- Regenerum, regenerujące serum do rąk
Anida, krem do rąk i paznokci, wosk pszczeli i olej makadamia
- BeBeauty, złuszczający gruboziarnisty peeling do stóp
- Body Club, musujące tabletki do kąpieli rąk z mocznikiem 
b) manicure
- lakiery kolorowe 42 sztuki (w tym 2 nowe!)
- Delia, odżywka do paznokci
- Sally Hansen Insta Dri
- Sally Hansen, cuticle remover
- Burt's Bees, lemon butter cuticle cream

5. MAKIJAŻ
a) twarz
- Revlon, podkład Nearly Naked w kolorze 110 ivory
Lily Lolo, mineralny podkład z SPF15 w kolorze blondie, 0,75g
- Rimmel, Stay Matte 003 peach glow
- Catrice, róż Defining Blush w kolorze 020 rose royce
- Bourjois, róż/bronzer w kolorze 85 sienne
b) oczy
- Gosh, tusz do rzęs 'kocie oczy'
- Regenerum, regeneracyjne serum do rzęs
- Maybelline, color tattoo w kolorze permanent taupe
- Inglot, paleta 5 cieni 
My Secret, satin touch kohl, kredka do oczu w kolorze nude nr 19
- Essence, baza pod cienie I love stage
c) usta
- L'Oreal, Color Riche Extraordinaire w kolorze 500 molto mauve
- L'Oreal Balm, 318 heavenky berry
- L'Oreal Caresse, 102 mauve cherie
- MAC, cremesheen w kolorze hot gossip
- Bourjois, Levres Contour 15 rose precieux
- Blistex, balsam do ust classic
- Blistex, balsam do ust w słoiczku
- Nivea, masełko do ust borówka
- Himalaya, balsam do ust z masłam kakaowym
Delia, odżywczy balsam do ust z naturalnym miodem 

Mamy październikowy remis! Chociaż ciągle nie wychodzę na plus, to przynajmniej zużywam kosmetyki i coraz mniejsze są moje zapasy. Największym sukcesem jest to, że mam tylko 1 żel pod prysznic! Przybyło mi trochę produktów do ust, ale winę ponosi za to mały atak zapalenia czerwieni wargowej (na szczęście w miarę delikatny) i potrzeba porządnego nawilżenia. Wszystko zużyję w przeciagu kolejnych miesięcy, bo z balsamem do ust się nie rozstaję nawet na krok. A jakie plany zakupowe mam w listopadzie?


Mam nadzieję, że obędzie się bez szaleństw. Nic mi się specjalnie nie kończy, więc i powodów do biegania po drogeriach za bardzo nie mam. Oby do kolejnego denka! :)
Chciałam również podziękować za udział w rozdaniu - jutro postaram się podać wyniki, więc bądźcie czujni.

A jak u Was minął październik? Jesteście zadowolone ze swoich zużyć? :)

pozdrawiam, A



Czerwień na paznokciach to jeden z tych kolorów, do których trzeba dojrzeć :) Ja chyba dojrzewam nieco później, bo w wieku 24 lat nadal nie czuję się z nią zaprzyjaźniona. Ale próbuję znaleźć dla siebie odpowiedni kolor i tak jak trafiłam w dziesiątkę z letnią wersją w postaci Essie - lacquered up. Teraz stawiam na jesienną odsłonę czerwieni. Na paznokcie wkroczył ponownie lakier Essie, tym razem w kolorze fishnet stockings. Zapraszam na post :)


Głęboka, dość ciemna i kremowa czerwień, która przy odrobinie skupienia kryje już przy jednej, grubszej warstwie. Ja na paznokciach mam dwie cieńsze i kolor prezentuje się pięknie :) Nie smuży, dobrze się rozprowadza i ma na tyle dobrą konsystencję, że nie rozlewa się po skórkach. Co ważne, nie farbuje skórek przy zmywaniu, ani płytki w czasie noszenia. Jedno co można lakierowi 'zarzucić', to niewielki połysk bez topu (u mnie Sally Hansen Insta Dri). Koloru fishnet stockings nie znajdziecie niestety w regularnych szafach Essie, przynajmniej tych w drogeriach Super Pharm, więc pozostaje polowanie w sieci :) 
Po kilku noszeniach mogę śmiało powiedzieć, że do koloru wrócę nie raz - jest na tyle przyjemny w noszeniu, że idealnie sprawdza się zarówno na dzień, jak i na wieczór. 

A Wy jaką czerwień wybieracie jesienią? A może stawiacie na zupełnie inne kolory?

pozdrawiam, A


Obsługiwane przez usługę Blogger.