Są kosmetyki, o których pisze się z przyjemnością. Jest też złota maska ajuwerdyjska Planeta Organica. I nie chodzi wcale o to, że mamy przed sobą totalnego bubla, na którego możemy psioczyć i upatrywać w nim wszelkie zło włosowe, które nam się przytrafiło. Po porostu czasami coś nam się podoba, ale właściwie nie ma ku temu podstaw. Tak właśnie zacznę moją prawie-recenzję maski, której za cholerę nie potrafię ocenić. Gdybym była Cezarem, kciuk drżałby mi na wyciągniętej ręce... Zapraszam.
Złota Maska do włosów oparta jest na indyjskich ziołach używanych w starożytnej nauce Ayurveda, które to mają na celu przywrócić zdrowie i piękno włosów. Organiczny olej Neem (Miodla Indyjska; drzewo Asioki) jest bogaty w witaminę E i niezbędne aminokwasów, które to objawiają się w jego ogromnych właściwościach nawilżających, odżywczych i regenerujących. Drzewo sandałowe wzmacnia cebulki włosowe i stymuluje wzrost włosów. Centella Asiatica (Wąkrotka azjatycka) posiada antyoksydanty najwyższej jakości, poprawia krążenie krwi, wzmacnia cebulki włosowe. Owoce Acai zawierają wszystkie znane witaminy i minerały. Taka ilość składników odżywczych jaka wchodzi w skład owoców Acai nie jest w żadnym innym produkcie pochodzenia naturalnego. Owoce te nasycają skórę głowy witaminami, regenerują włosy i zapobiegają ich łamaniu się i rozdwajaniu.
Maski Planeta Organica kusiły mnie długo, aż skusiły promocją -50% dawno, dawno temu. Nie palę się jakoś specjalnie do używania tego typu kosmetyków, ponieważ moje włosy nie wymagają zaawansowanej pielęgnacji. Odżywki od czasu do czasu przytrzymywanie na włosach dłużej, najlepiej podczas sesji w wannie, wystarczają. Jak więc stosowałam maskę? Sam producent poleca nakładanie jej na wilgotne włosy na 5-10 minut. U mnie oscylowało to bliżej 5 i dzięki temu unikałam obciążania, puszenia i innych, mniej przyjemnych skutków. Kremowa konsystencja koloru złota dobrze rozprowadza się i trzyma na włosach. Widoczne są w niej maleńkie złote drobinki, które niestety nie dają efektu na włosach. Kosmetyk jest wydajny, a plastikowy słoik jest tu idealnym rozwiązaniem - wyciskanie z tubki byłoby koszmarkiem. Maska ma przede wszystkim na celu: przywrócenie zdrowego wyglądu naszym włosom, nawilżenie, odżywienie i regenerację oraz wzmocnienie. Dodatkowo stymulacja wzrostu i wisienka na torcie - zapobieganie rozdwajaniu się końcówek i ich łamaniu. Pięknie, prawda? Gdybym miała powiedzieć szczerze, co maska zrobiła dla moich włosów, chyba nie potrafiłabym pisać aż takich peanów. Kosmetyk był po prostu dobry, co nijak się ma do zapewnien producenta i niemalej ceny - 28zł (np. tutaj plus koszt przesyłki) za 300ml. Jeśli już wypracujecie sobie sposób na dozowanie maski, odwdzięczy się zdrowym wyglądem włosów - zdrowych włosów (moich przynajmniej na długości), przy których nie trzeba specjalnie się 'starać'. Włosy po zmyciu były miękkie, gładkie i pachnące (nie umiem tego zapachu opisać, wybaczcie - mogę tylko dodać, że tak właśnie wyobrażam sobie zapach indyjskich piękności). Nie używałam produktu na skalp, bo mocno go obciążał, więc ciężko mi odwołać się do stymulacji wzrostu. Na końcówki stosuję serum Marion. Przyjemność używania na wysokim poziomie, ale co poza tym? A no to, co można znaleźć w dużo tańszych produktach.
Dlatego sama nie wiem jak ocenić powyższą maskę... Może gdyby moje włosy były bardziej wymagające, doceniłabym jej działanie lub wręcz odwrotnie - spodziewałabym się czegoś lepszego, zgodnego z zapewnieniami producenta.
Miałyście do czynienia z tym kosmetykiem? Jak się u Was spisał?
pozdrawiam, A
PS. Mam nadzieję, że zmiana systemu komentarzy nie sprawiła Wam kłopotów, bo mi niemałe :) Ale teraz nasza komunikacja będzie łatwiejsza. Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie.