... kurczaka i ananasa!

Od razu zaznaczę, że nie jest to przepis dietetyczny, ale od czasu warto sobie pozwolić na taką małą rozpustę :) Ja w każdym razie uwielbiam takie połączenie. Jeśli wasze kubki smakowe pozytywnie reagują jak dotąd, zapraszam po więcej!




Do zrobienia mojego ulubionego kurczaka z ananasem potrzeba:
- piersi z kurczaka
- puszki ananasa (w plastrach lub w kawałkach, byle miał sok)
- ryżu 
- sera topionego w plastrach (chyba, że wolicie żółty ale tak dobrze się nie roztopi)
- sporej łyżki masła lub oliwy do smażenia
- kostki rosołowej
- przypraw: soli, pieprzu, czerwonej papryki i odrobiny curry

No to zaczynamy gotowanie!

1. Pierś kurczaka myjemy, wykrajamy wszystkie fuj rzeczy, tłuścinki i temu podobne. Kroimy mięso w mniejsze kawałki, jak na gulasz. Dodajemy odrobinę soli, czerwonej słodkiej papryki i curry. Odstawiamy na bok. 


2. Na patelni rozgrzewamy łyżkę masła i kostkę rosołową. Możecie dodać oliwę z oliwek jeśli wolicie, lub olej chociaż nie chce się on tak ładnie łączyć z sokiem z owoców.



3. Kiedy masło się rozpuści i połączy z kostką - czasami trzeba mu pomóc :) - wrzucamy mięso. Żeby nie dodawać więcej tłuszczu, ja kurczaka podlewam co jakiś czas przegotowaną wodą - nie jest wtedy suchy i unikniemy przypalania, czy twardej skórki. Do tego powstały "sosik" tylko wzbogaci smak naszego dania. 


4. Kiedy kurczak dojdzie, możemy zająć się ananasem. Wyjmujemy go z puszki i kroimy w mniejsze cząstki.

ehm... mi zostało tyle :)

 Pamiętajcie tylko o tym, żeby nie wylewać soku! Pokrojonego ananasa wrzucamy na patelnie i pozwalamy mu połączyć się z mięsem od czasu do czasu mieszając. Warto przykryć teraz patelnię i zmniejszyć gaz, żeby owoc mógł zmięknąć i wypuścić sok :)


5. Kiedy nasz ananas już jest miękki, dodajemy sok i zagotowujemy. W tym momencie możemy ugotować ryż, z powodu braku większych umiejętności wybieram taki w woreczku. Ja do wody dodaję trochę pieprzu i kostkę rosołową lub kucharka, bo ryż jak to ryż - smaku raczej nie ma. 


6. Kiedy sok się zagotuje kładziemy na mięsko ser topiony w plastrach. Ja kupiłam - wybierzcie taki bez dodatków. Zostawiamy ser do rozpuszczenia na małym gazie, patelnię przykrywamy.


7. Kiedy ser się rozpuści i ryż będzie gotowy wystarczy tylko przełożyć wszystko na talerz, polać ryż sosikiem i możemy pałaszować!


Smacznego :)


To mój kuchenny debiut, więc proszę o wyrozumiałość :)
Oczywiście ile osób, tyle smaków więc piszcie śmiało, co wam pasuje, a co nie. Wiem, że mięso pół-słodkiej odsłonie nie ma zbyt wielu zwolenników. Możecie oczywiście urozmaicić przepis innymi przyprawami, ja jednak stawiam na sprawdzony, prosty zestaw.
Nie jestem zapalonym kucharzem - gotuję zazwyczaj dla siebie, lub dla mojej A., która woli porządną, mięsną i prostą szamkę - gołąbki, mielone w kapuście i wszelkiego rodzaju mięsa w sosie. Także jeśli macie ochotę, to chętnie jeszcze coś dla Was ugotuję :) Może w końcu zmobilizuje się do sięgnięcia bo książki kucharskie które leżą i się jeżą... W każdym razie serdecznie zapraszam do spróbowania.

pozdrawiam smacznie, A!





Druga odsłona masek z Ziaji. Tym razem wybrałam nawilżającą, bo mróz i centralne ogrzewanie nawet mojej tłustej skórze dały popalić. Zaczęła potrzebować bogatszych kremów do tego stopnia, że zimowym kremem od Pharmaceris nie pogardziła :) Wcześniej mnie po nim wysypywało i pory były mocno zapchane. Ale o kremie napiszę wam później, dziś w roli głównej...




Maska nawilżająca z glinką zieloną, skóra sucha, normalna

Opakowanie: standardowa saszetka.
Konsystencja: kremowa, gęsta maska w miętowym kolorze - dobrze się nakłada i trzyma twarzy.  
Wydajność: maska tak jak poprzednio starczyła mi na jedno użycie, uwzględniając szyję.
Zapach: bardzo delikatny, praktycznie niezauważalny. Nie ma co w nim szukać wanilii z maseczki regenerującej...
Działanie: po zmyciu maseczki stanęłam przed lustrem i czekałam. Zazwyczaj moja skóra po kilku chwilach daje mi znać co sądzi o zabiegach, jakie jej funduję :) Ale tym razem cisza, spokój, więc myślę - wow! Skóra była miękka, aksamitna w dotyku i wyraźnie "dowilżona" - suche skórki zniknęły, nieprzyjemne uczucie ściągnięcia i napięcia ustąpiło. Nie czułam mimo to obciążenia, jakie często dają takie maseczki. Czułam jedynie, jakby na twarzy pozostał kojący, delikatny kompres - cudo! Ale wstrzymałam się z nałożeniem kremu, żeby przekonać się, czy ten błogi stan zostanie ze mną na dłużej. No i niestety, po około 20 minutach skóra zaczęła się ściągać, suche skórki powoli zaczęły wyłazić... Szkoda, bo myślałam że maseczka da trochę więcej niż złudzenie. Do tego kolejnego dnia wyskoczyło mi kilka chwilówek, które już zupełnie mnie zniechęciła (szczególnie ta na środku nosa!). Także ja podziękuję...
Cena: od 1,50zł do 2zł.

Znacie jakieś skuteczne, nawilżające maseczki?
A może lubicie maseczkę z Ziaji?

pozdrawiam, A




Ostatnio szczęście się do mnie uśmiechnęło i wygrałam rozdanie u Moniki, na której BLOGA serdecznie Was zapraszam :) Monika mieszka w Niemczech, więc domyślacie się pewnie jakie smaczki były do wygrania! 


- żel pod prysznic sól z Morza Martwego & zapach czerwonych owoców 
- maseczka peel-off głęboko oczyszczająca z ekstraktem z brzoskwini
- cudownie pachnąca jaśminem sól do kąpieli! cała paczka nią pachniała :)
- lakier z limitki Summer Attack! w kolorze 040 hot berry mega kolor - już wiem, że to będzie mój hit na wiosnę i lato! jak zdążę to kupię resztę kolorów :)
- spray do ciała i balsam o zapachu mocno egzotycznym - brazylijskie mango

Na paznokciach jeszcze mocno zimowy OPI - ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie sprawdzić koloru :) To mix czerwieni, różu i pomarańczy... pięknie błyszczy i jest napakowany drobinkami

jakość nie powala, ale tylko zdjęcie na szybko - przy odrobinie słońca zrobię "słocza"

Serdecznie dziękuję! Nawet spacer na pocztę był jakiś przyjemniejszy z takimi dobrociami pod pachą :)

pozdrawiam, A

*** 

Skoro mam już taką dobrą passę, to spróbuję szczęścia ponownie w rozdaniu na blogu

na którego również Was zapraszam :)
Wygrać możecie kosmetyk, na który pewnie wiele dziewczyn ostrzy sobie pazurki!


Po więcej informacji klikajcie TU
Powodzenia :)





Od dłuższego czasu nie było u mnie postów zakupowym z prostej przyczyny - starałam się zużywać zapasy i omijać drogerie szerokim łukiem. Kupowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy codzienne, więc nie było sensu uwieczniać ich na zdjęciach. Ale ostatnio wpadło do mojego kosmetycznego pudła kilka kosmetyków, które zebrałam do sesji :) Zapraszam.


Jak już się pewnie skarżyłam, zimą moje usta i skóra wokół nich bardzo się przesuszają i uczucie ściągnięcia jest okropne. Do tego doszły głębokie pęknięcia w kącikach, chociaż z pomadką ochronną i grubą warstwą kremu się nie rozstaje. Używam do tych okolic maści ochronnej z witaminą A (każda apteka, ok.4zł) oraz wybawcy z Biodermy podpatrzonego u Mysichuszek TU, czyli odżywczo-regenerującego balsamu do ust z serii Atoterm (Apteka DOZ, 30zł ). Serdeczne podziękowania - od kilku dni mogę swobodnie ziewać, bez bólu :) Pasta cynkowa również wpadła do koszyka, bo wiecznie o niej zapominałam (każda apteka, ok.4zł). Peeling mechaniczny okazał się za mocny do podrażnionej skóry, więc sięgnęłam po wygładzający peeling gommage Ziaja, z serii Sopot Spa (ok.10zł, w zależności od sklepu). Na swoja kolej czeka również gąbka active peeling Calypso. Przez krótką "chwilę wiosny" używałam punktowego reduktora trądziku z Ziaji Med (apteki DOZ, ok. 9zł), ale szybko wróciłam do kremu zimowego... Niestety, patrząc na pogodę za oknem, jeszcze poczeka.

W promocji Organique udało mi się za 35zł kupić małe opakowanie czarnego mydła Savon Noir oraz kostkę mydła z Aleppo, z zawartością oleju laurowego 12-15%. Jest to połowa kostki, ćwiartka powędruje do którejś z was. Wcześniej miałam 40% i wysuszało mi skórę, z tym problemów nie mam. Czarne mydło to mocny oczyszczasz, więc używam raz-dwa razy w tygodniu. Do tego małe opakowanie balsamu do ciała z masłem shea o zapachu greckim - powąchałam i przepadłam! Nawilżacz ciężkiego kalibru (10zł), ale zapach cudowny - mocno owocowy, orzeźwiający - przypomina limonkowe tic-taki :)


***


 Kolejnym zakupem jest czarna henna w kremie Delia, oczywiście do rzęs :) Może tym razem nie przeżyję koszmaru wypalania gałek ocznych (ok.9zł w osiedlowej drogerii). Nie wiem sama jak, ale do koszyka wpadł mi również pigment KOBO, w kolorze soczystej pomarańczy - 402 hot orange (Natura, 5zł w promocji). Od grudnia nie miałam na ustach nic poza balsamem ochronnym, więc wynagradzam sobie to zakupami na później :) Błyszczyk Bourjois w kolorze 52 corail idyllic z serii z efektem 3D (Rossmann, 22zł - obecna promocja -25%) oraz pomadka z serii Rouge Edition w kolorze 04 rose tweed (Rossmann, 30zł) poczekają jeszcze trochę, ale na wiosnę będą idealne :)

***


Mam też kilka nowości w paznokciowej puszcze :) Najlepszy żel do usuwania skórek jaki miałam, czyli Sally Hansen instant cuticle remover (allegro ok.15zł). I nieznana wcześniej odżywka do paznokci BeneteNAILS - utwardzenie, dotlenienie (apteki DOZ, 15zł). Nie wiedziałam którą wybrać, więc szybko uruchomiłam myślenie - wszystko potrzebuje tlenu, paznokcie też... więc dawaj ją do koszyka! Można stosować pod lakier, np. OPI - I have a herring problem z kolekcji holenderskiej w wersji mini, czyli udany zakup z allegro za kilka złotych :) Rozcieńczalnik lakierów z Inglota, (salon, 12zł), przyda się do brokatowego lakieru OPI.  I ponownie gości u mnie balsam do paznokci 2x5 z Herba Studio (Superpharm, 12zł). Na jednym z blogów przeczytałam o pilniczku laserowym od pani Ewy Schmitt (Rossmann, 14zł) więc wpadł do koszyka. Szklany poprzednik pękł na 2 części, więc może czas na coś mniej kruchego. Zmywacza migdałowego z Isany przedstawiać nie trzeba.

***


Na powyższym zdjęciu zobaczyć możecie bubel i hit ostatnich tygodniu. Hit to żel pod prysznic z Isany perełki olejku, melon i gruszka (Rossmann, 4zł) - to już moje drugie opakowanie. Mogę go wam tylko polecać! Nie wysusza, świetnie pachnie i jest tani. Drugi kosmetyk to emulsja do ciała Alterra trawa cytrynowa i morela (Rossmann, 8zł), to koszmar na kacu. O ile w opakowaniu zapach może jeszcze wydawać się przyjemny, tak na skórze pierwsze co czuje to alkohol o podszyciu jogurtowym - fuj... Kremy do rąk: Cztery Pory Roku z melonem (Rossmann, ok. 5zł) i skoncentrowany krem z Ziaji seria Kozie mleko (SuperPharm, ok. 7zł). Krem do depilacji Eveline wpadł przypadkiem, bo nie było mojego ulubionego z Bielendy. Ceny nie pamiętam, ale w granicach 10zł.

***


Kilka rzeczy do włosów, bo mam zamiar je w końcu jakoś czesać :) Gumka H&M z żuczkowym metalem (6,99zł), spinki i zwykłe gumki z Rossmanna (ok. 4zł za opakowanie). Do koszyka wpadł jeszcze lakier Wella większa objętość (Rossmann, 10zl). Szampon Garnier siła 5 ziół (Natura, 11zł) to zakup, który trafił do mnie przypadkiem - był przeznaczony dla mojej A., a wrócił jak bumerang w całości. Także kolejna butla dołącza do moich zapasów - nie wiem, kiedy ja to wszystko wykorzystam. Odżywką z tej serii jestem zachwycona, więc może i z tym kosmetykiem będzie dobrze. Szampon Babydream (Rossmann, ok. 4zł) do czyszczenia pędzli i zmywania oleju, zawsze się przydaje więc to już kolejna butla. Ostatnio mam spory problem z rozczesywaniem, więc szukałam czegoś w sprayu - Shauma odbudowa i pielęgnacja z masłem shea i ekstraktem z kokosów (Rossmann, 8zł). Pachnie pięknie - coś dla miłośniczek maseł kokosowych :) Jeszcze nie używałam, ale jestem bardzo ciekawa.  

***


Mam słabość do zapachów Elizabeth Arden - trzeba to powiedzieć otwarcie :) Green Tea to dla mnie idealny zapach na wiosnę, świeży i lekko ogórkowy. Jesienią używam Sunflowers, a zimą klasycznego zapachu Splendor. Od czasu do czasu lubię też pachnieć Beauty. I mogę mieć każdy z nich na swojej półce. Tym razem za zestaw 100ml edp i 100ml balsamu do ciała zapłaciłam 50zł w Rossmannie :) 
I nowość od Nivea, antyperspirant stress protect (Rossmann, 9zł).

***


Pachnę już cała, więc teraz zapachy do domu :) W Rossmannie trwa promocja na zapachowe patyczki Air Wick, które z prawie 17zł kosztują 13? Wiem, szaleństwo :) Ale skusiłam się na dwie wersje - jaśmin i frezja, czyli białe kwiaty, oraz orzeźwiająca bawełna z białą lilią. Po pierwszym dniu mogę powiedzieć, że jestem zadowolona. Zobaczymy jaka będzie ich trwałość. Dokupiłam również podgrzewacze Bolsius 30sztuk (Rossmann, 9zł) o zapachu lawendowym. Nigdy nie czuję tych zapachów, więc omijam jedynie wanilię i różę.

I to by było wszystko, gratuluje jeśli dotrwałyście :)
A jak wasze łowy? Czy taka pogoda wpływa na Was zakupowo?

pozdrawiam, A




Dziś będzie mowa o intensywnie regenerującej maseczce do włosów L'Biotica Biovax kreatyna+ jedwab.


Chyba wszyscy znają maski Biovax. Jest to jeden z takich produktów, do którego wracam co jakiś czas (to moja 3 lub 4 maska tej firmy). Maskę lubię zarówno za działanie na moich włosach jak i opakowanie. Szczelny słoiczek, który łatwo możemy otworzyć mokrymi dłońmi pod prysznicem. 


Konsystencja jest bardzo przyjemna w użyciu: gęsta i puszysta. Dzięki temu produkt jest wydajny i ułatwia szybką aplikację na włosach- nie musimy się martwić, że nam coś spłynie z palców czy głowy. 


Nie wiem do czego mogłabym porównać zapach maseczki. Powiem tylko, że jest bardzo przyjemny, nie duszący i dość krótko utrzymuje się na włosach. Jak widać na zdjęciu, kupiłam maskę w małej promocji- regularna cena to 16-17zł.


Najważniejsze- działanie. Najlepiej podsumuję je dzięki informacji na opakowaniu.
gruntownie odbudowana struktura włosów- TAK, moje włosy niszczą się na końcach, maska zatrzymała ten proces i umocniła włosy
intensywna regeneracja i nawilżenie- TAK, włosy wyglądały wręcz na "najedzone" :)
naturalnie lśniące, jedwabiste włosy- TAK stały się bardziej miękkie i lśniące (blask z czasem tracił na intensywności)
wyjątkowo gładkie i miękkie w dotyku- TAK TAK

Czy potrzeba coś dodawać? Maska daje dobre efekty już po pierwszym użyciu. Przy regularnym stosowaniu, włosy sukcesywnie stają się piękne na dłużej :)

Jesteście fankami tych masek?

Pozdrawiam, M

P.S. Pamiętacie o naszym konkursie KLIK ?





Są niestety takie produkty, które skutecznie zniechęcają mnie do ponownego zaprzyjaźnienia się z marką. I tak własnie jest z firmą Green Pharmacy, która najpierw zniechęciła mnie odżywką i szamponem do włosów (już dawno temu, zaraz po ukazaniu się na półkach drogeryjnych), potem dobiła scrubem do stóp, o którym dziś postaram się coś konstruktywnego napisać. Ostatnio plusuje dzięki olejkowi do masażu, ale o tym na pewno będzie później :)

A więc przed Wami: koszmarny scrub do stóp z olejkami jodły i moreli.


zapewnienia producenta i skład:



Opakowanie: bardzo miękka, plastikowa tuba i standardowa zakrętka. Wygodne o tyle, o ile chcemy zużyć kosmetyk do ostatniej kropli - uwierzcie, nie warto!
Konsystencja: rzadka, kremowa papka z niewielką ilością ścierających drobinek w różnych rozmiarach. Nawet na zdjęciach widać, jaki ten scrub jest beznadziejnie rzadki - ucieka między palcami i pod prysznicem nie ma szans na użycie. Można się pokusić o używanie na suchych stopach - wtedy jeszcze można zauważyć jakikolwiek efekt. 


Wydajność: Przy tak rzadkiej konsystencji i niewielkiej ilości drobinek - żadna... 
Zapach: standardowy dla kosmetyków do stóp, mocno mentolowy. W przypadku tego peelingu podszyty choinką, ale taką odświeżającą powietrze w aucie. Chyba nie jestem w stanie powiedzieć nic dobrego.
Działanie: no właśnie, czego oczekujecie od scrubu do stóp? Złuszczenia naskórka, wygładzenia skóry i jej zmiękczenia. Taki masaż powinien odprężyć stopy i przygotować je do dalszego kremowania itd. A w przypadku scrubu Green Pharmacy mam jedno silnie, dominujące uczucie - irytację! Drobinek jest tak niewiele, że starcie naskórka nie wchodzi w grę. Masaż jest za delikatny, chyba że macie stópki jak niemowlak - serdecznie zazdroszczę - bez odcisków, zgrubień itp. Kosmetyk jest za rzadki i więcej ląduje w misce/wannie niż na stopach. 
Cena: na szczęście kupiłam go w promocji za niecałe 5zł, chociaż cena regularna to niewiele ponad 5zł.

Jednym słowem - totalny BUBEL! Nie wiem, jakim cudem udało mi się go zużyć, ale pewnie pomocna była ta beznadziejna konsystencja. Ja po produkty do stóp tej firmy na pewno już nie sięgnę, miałam krem i był równie słaby. Kusi mnie jeszcze peeling do ciała i masło zachwalane na blogach, ale póki co mam swoją zużyciową kolejkę. Może kiedyś, w chwili zaćmienia umysłu się skuszę.

Aktualnie zużywam cukrowy peeling do stóp z Palomy i jestem bardzo zadowolona. Na pewno jeszcze o nim usłyszycie :)

Trafiłyście na podobne buble Green Pharmacy? A może macie wśród produktów tej marki swoich ulubieńców? Czekam na komentarze.

pozdrawiam, A



Chciałybyśmy Wam serdecznie podziękować za to, że jesteście i komentujecie - cieszymy się, że nasze blogowe wywody przypadły Wam do gustu! Liczba obserwatorek przekroczyła już 50, więc czas na małe rozdanie :)


Nagrody są skromne, ale mamy nadzieję, że przypadną Wam do gustu. 

Żeby wziąć udział w rozdaniu należy:
- być publicznym obserwatorem i/lub polubić naszą stronę na facebooku
(jest to warunek konieczny, osoby lubiące i obserwujące dostaną dodatkowy los)
- pod tym postem zostawić komentarz z nickiem, pod jakim obserwujecie i/lub nickiem facebookowym, mailem kontaktowym i odpowiedzią na pytanie: Do jakiego kosmetyku z przyjemnością wracacie? Może być to kolorówka lub pielęgnacja - chcemy po prostu poznać wasz nr 1, the best of the best z kosmetycznego świata :) 
- umieszczenie na blogu lub fabebooku wiadomości o rozdaniu +1 los (skorzystać możecie z powyższego zdjęcia)
- rozdanie trwać będzie od 14 marca do 1 kwietnia br., prosimy jednak o cierpliwość i wyrozumiałość - będzie to okres świąteczny, więc wysyłka czy podanie wyników rozdania moge się przesunąć
- osoby komentujące i udzielające się na blogu/facebooku również dostaną dodatkowy los

Zgłaszając się możecie skorzystać z poniższej formuły:
obserwuję jako:
facebook:
mail:
informacja o rozdaniu:
odpowiedź:

A teraz część przyjemniejsza, czyli...

Nagroda I


- peeling Joanna antycellulitowy z imbirem
- lakier Wibo z serii Nail Obsession 9 Peaches and cream
- balsam do ust Blistex Conditioner 
- sól do kąpieli Organique o zapachu lawendowym
- sól do kąpieli Organique o zapachu greckim 
- glinką ghassoul Organique
- kawałek mydła Aleppo Organique z 12-15% zawartośią oleju laurowego (jest to 1/4 kostki)

***

mamy też nagrodę pocieszenia :)


- pomadka do ust Balea Young fruity kiss mit Mandarinenduft
- lakier Wibo z serii Nail Obsession 1 słoneczny patrol
- lakier Wibo z serii Nail Obsession 8 mint sorbet
- próbki Vichy, La Roche-Posay
- mydełko czekoladowe z Mydlarni Tuli

Z wylosowaną osobą skontaktujemy się mailowo - na odpowiedź czekamy 5 dni.
Po tym czasie zostanie wylosowana kolejna osoba.

Zapraszamy do zabawy i czekamy na Wasze odpowiedzi!
pozdrawiamy, M&A


Kocham Polskę za jej zróżnicowany klimat i nie mam nic przeciwko zimowej pogodzie... Jest tylko jedno ALE- już przez kilka dni była wiosna, a przynajmniej jej zapowiedź. Przez to wszystko mój organizm źle zareagował na silny wiatr i zaspy śniegu (mam katar i zły humor). 
Dla wszystkich dziewczyn, które jak ja chcą się zbuntować, pokazuję "wiosenne" lakiery, które zaczynają królować na moich paznokciach.


Zaczynając od "godz. 12:00":
Wibo So matte 01
Sensique Paradise Island 231
Wibo Gel Like 9 Peaches and cream
Golden Rose Nail Lacquer 37
Wibo Express growth 353
Essence Nail art 02 Circus confetti 
Wibo Gel Like 3 Zielona fantazja
Inglot 969
i w środku Sache Vite jako wykończenie każdego mani



Matowy lakier Wibo to soczysty rudy kolor, którego długo kiedyś szukałam. Tylko od czasu do czasu "używam" jego matowe wykończenie. Drugi lakier Wibo to śliczna jasna zieleń, która dodaje energii :). Wg mnie najładniejszy kolor z nowej kolekcji Wibo!




W weekend postanowiłam wypróbować drugi lakier z nowej kolekcji Wibo- 9 Peaches and cream. Nie widzę w nim żadnej brzoskwini. Dla mnie to blady łosoś, który porównywałam podczas obiadu ;). Kolor nie przypadł mi do gustu, dlatego połączyłam go z ciekawym "różofioletem" Golden Rose. Myślę, że z brokatem też będzie mu do twarzy.




Wybaczcie stan moich skórek i paznokci- są w trakcie kuracji :).

Tęsknicie do wiosny?

Pozdrawiam,
M



Obsługiwane przez usługę Blogger.