Moje usta zimą to jedna wielka katastrofa... Od kilku lat cierpię na przewlekłe zapalenie ust i jeśli któraś z Was ma ten problem, to łączę się w bólu. Nie tylko skóra ust, ale i okolice wokół nich są mega przesuszone, pękają i łuszczą się niemiłosiernie. Przyczyna? U większości różna, nie ma jednej recepty na zafundowanie sobie takiego koszmarku trwającego (u mnie) ok. 3-4 tygodni. Nawilżanie, ścieranie, nawilżanie, ścieranie... Dlatego też w tym czasie zużywam pomadki ochronne ekspresowo :) Dziś kilka słów o intensywnie nawilżającym Carmexie w nowej, limonkowej odsłonie oraz odżywczym balsamie do ust Himalaya.
Carmex zna chyba każdy i jeśli przetrwałyście pierwsze uderzenie smakowo-zapachowe jesteście wygrane :) Niezależnie od wersji wrażenie na ustach jest podobne - chłodzący efekt, mocno intensywny i charakterystyczny posmak. Carmex ma tyle samo zwolenniczek, co przeciwniczek; ja zaliczam się do osób, które znoszą wszystko dla działania. Kosmetyk dobrze nawilża skórę, goi wszelkie podrażnienia i świetnie wpływa na kondycję moich ust. Zostawia dość silnie wyczuwalny film, więc jeśli nie lubicie takiego uczucia - polecam stosowanie balsamu na noc. Opakowanie jest wygodne, nie ma z nim problemu. Jeśli nosicie je w kieszeni spodni to radzę uważać przy wykręcaniu sztyftu - nie jest on zbyt twardy. Z dostępnością nie ma problemu, balsamy Carmex dostaniecie w większości drogerii za ok. 10zł. Kiedyś sięgałam po Carmexa częściej, ale z czasem przestał tak dobrze działać i został zdetronizowany przez Burt's Bees ;) Ale o nim napiszę za jakiś czas, w drugiej części naustnej apokalipsy. Podsumowując - nowa, limonkowa wersja niewiele wnosi do podstawowego "smaku", jedynie delikatnie go łagodzi. Jak już mówiłam nie jest to dla mnie minus, mogę nawet powiedzieć, że mi to odpowiada.
Kolejny balsam do ust, który trafił do mnie w ostatnim miesiącu to kosmetyk marki Himalaya o działaniu odżywczym. Byłam z niego zadowolona, jego naturalny skład i dobroczynne składniki świetnie działały na moje usta, które po użyciu były nawilżone i mogłam swobodnie mówić, bez obawy o pękanie (tak właśnie wygląda zapalenie ust - szczególnie rano otworzenie ust jest wyzwaniem mimo wieczornej grubej warstwy kremu). Uczucie to nie jest chwilowe, co bardzo mi odpowiadało. Na ustach balsam jest wyczuwalny, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, no i wszystko zależy od warstwy, jaką na nie nałożycie. Jedynym minusem dla mnie jest opakowanie - sztyft mniej więcej w połowie był już mocno luźny i używanie było utrudnione. Jeśli chodzi o smak/zapach balsamu, to jest on dość słodki, delikatnie mentolowy - mi kojarzył się z owocowymi gumkami do mazania (ale tylko ja mam takie skojarzenia, więc bez obaw). Z dostępnością balsamu Himalaya już tak wesoło nie jest, bo produkty tej firmy najczęściej widuję w SuperPharm. Cena to ok. 10zł. Pewnie jeszcze kiedyś do niego wrócę ;)
Gdybym miała z tej dwójki wybrać lepszy produkt, wybrałabym jednak balsam Himalaya :) Ze względu na zawartość olejków i mniej "carmexowy" smak i zapach, który przypadnie do gustu większej liczbie osób.
Czego aktualnie używacie do pielęgnacji ust?
pozdrawiam, A
Carmex ;P
OdpowiedzUsuńmam i ja! :D a czy Ty już masz? :P
UsuńMnie drażni smak Carmexu, ale nie zaprzeczę że naprawdę działa :)
OdpowiedzUsuńSuper notka, przydatna :)
Zapraszam do mnie www.divoces.blogspot.com
Pozdrawiam, Kasia :)
dzięki serdeczne, na pewno wpadnę ;)
Usuńna Carmex choruję od dawna :)
OdpowiedzUsuńale mam jeszcze kilka produktów do ust i muszę je zużyć ;)
a ja z racji naustnej apokalipsy zużyłam dokładnie wszystkie zapasy :) zostałam z JEDNYM balsamem Burt's Bees na wykończeniu.
UsuńUżywałam Carmexu w wersji truskawkowej i wiśniowej. Fakt - działa, i to rewelacyjnie. Ale ten smak jest dla mnie nie do wytrzymania na dłuższą metę... Na szczęście tę zimę moje usta znoszą nie najgorzej i solidne dawki karmelowego masełka Nivea wystarczają im do szczęścia.
OdpowiedzUsuńkarmelowe masełko Nivea wspominam bardzo dobrze, ale lepiej sprawdzała się wersja z makadamią :) ja już kilka lat używam Carmexu i przyzwyczaiłam się do tego smaku.
UsuńCarmexu w sztyfcie jeszcze nie miałam - tylko w tubce. I w wiśniowej już tak nie czuć tego carmexowatego smaku. Ciekawi mnie ta Himalaya. Rozejrzę się
OdpowiedzUsuńwisienki chyba nie miałam, za to truskawka była okropna :P
Usuńbędę unikać :D
UsuńAkurat ostatnio u siebie pisałam o produkcie do ust :) Bardzo dobrym wg mnie zresztą. Balsam z woskiem pszczelim z Avon, a oprócz niego używam jeszcze kilku innych cudaczków. M.in. masełko z Nivea, Smackers, pomadkę z Isany ;)
OdpowiedzUsuńz wymienionych ulgę przyniosło mi jedynie masełko z Nivea :) bardzo lubię ten kosmetyk, ale trochę mi się już znudził.
UsuńBaby Lips od Maybelline u mnie numer jeden genialny ;)
OdpowiedzUsuńbędzie w drugiej części posta, za jakiś czas :) chyba skuszę się na drugie opakowanie kiedy moje usta będą już w lepszej kondycji. bo teraz był za słaby :)
UsuńO kurczę znów Himalaya. Jeszcze niedawno nie miałam pojęcia o tej marce, a teraz wszędzie pojawiają się posty za każdym razem z innym produktem. Czuję się wyjątkowo zainteresowana ;)
OdpowiedzUsuńAczkolwiek nie oszukujmy się. Carmexa uwielbiam, zwłaszcza teraz, gdy wróciłam do sztyftów i z pewnością nie zamienię go na nic innego ;)
ja już swojego Carmexa limonkowego wykończyłam, ale mam ochotę na wersję waniliową :)
UsuńNie wiedziałam że jest coś takiego jak zapalenie ust. Brzmi strasznie...:/
OdpowiedzUsuńi uwierz mi, że tak wygląda - okropnie sucha skóra, pękające kąciki... no i trzeba przetrwać, bo nic nie działa :) staram się jak mogę łagodzić dyskomfort.
UsuńDo Carmexa mam podobne podejście, szczerze nienawidzę tego mentolu, ale jak jestem w kropce i moje usta są w stanie tragicznym jestem jakoś w stanie go znieść dla dobra sprawy ;) Chyba Carmex truskawkowy jest najbardziej znośny, nie polecam jaśminowego - chemiczno-mentolowa maskra. A Himalayę chętnie bym wypróbowała jak tylko gdzieś dostanę. Osobiście bardzo lubię Tisane, radzi sobie bardzo dobrze z ustami, szybko regeneruje, a nie ma mentolu.
OdpowiedzUsuńTisane z kolei ja nie jestem w stanie znieść :D używałam go wyłącznie na noc, a i tak mnie obrzydzał. truskawkowy Carmex zupełnie mi nie podszedł i oddałam go mamie.
UsuńJa ostatnio używam głównie Carmexa :)
OdpowiedzUsuńMój Carmex już dawno się skończył, muszę w końcu skoczyć po nowy. Może skuszę się na tą limonkę :)
OdpowiedzUsuńmi limonka "smakowała" :) ale jestem też ciekawa wanilii.
UsuńMnie Carmex od jakiegoś już czasu zupełnie nie służy, więc dałam sobie spokój z jego stosowaniem :/ Obecnie używam malinowego masełka do ust z Bielendy ;)
OdpowiedzUsuńJa też robię przerwę w używaniu, bo inaczej działanie jest praktycznie żadne... Ale w chwili naustnej grozy mogę sobie pozwolić na taką kurację :)
UsuńJA używam carmex, zdecydowanie się sprawdza ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
zabawa-moda.blogspot.com
To już drugi raz dzisiaj kiedy widzę ten Carmex i to chyba znak, że muszę go kupić :D Burt's Bees ja także mam i bardzo sobie chwalę :) Ja posiadam ten z granatem:)
OdpowiedzUsuńBurt's mam w wersji podstawowej i gdyby nie słaba dostępność, z chęcią kupiłabym ich więcej :)
Usuńja oczywiście miałam carmexsa tego drugiego nie miałam
OdpowiedzUsuńU mnie rządzi tylko Carmex oraz balsam Nuxe :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji używać balsamu Nuxe, ale jestem bardzo ciekawa :)
UsuńU mnie aktualnie w użyciu trzy sztyfty ochronne: rumiankowy z Alterry, waniliowo-mandarynkowy z Alverde i z masłem karite Yves Rocher.
OdpowiedzUsuńWszystkie trzy sprawdzają się bardzo dobrze. Moim hitem jednak (zupełnie niespodziewanie) została niebieska Babylips Maybelline. Świetna! :)
Ja miałam żółtą Babylips i z przyjemnością kupię kolejną wersję bez koloru :) ale kiedy moje usta są bardzo przesuszone, Babylips to zdecydowanie za mało...
UsuńPo dwóch wtopach z firma Himalaya chodzę z dala od ich kosmetyków. :/ U mnie zbawieniem okazało się serum z Regenerum. :)
OdpowiedzUsuńSzukam tego serum od dłuższego czasu i trafić nie mogę... Ale wypróbuję na pewno :)
UsuńMam jakiś inny balsam od Himalaya, ale do Carmexa jakoś nie mogę się przekonać :]
OdpowiedzUsuńJa mam wersję waniliową balsamu Carmex. Zapach - ok, wanilia podbita miętą, ale właściwości nawilżające wciąż na wysokim poziomie :) Oprócz Carmexu królują u mnie jeszcze masęłka Nivea i balsam z Avonu ;)
OdpowiedzUsuńMasełko Nivea również u mnie stoi wśród ulubieńców :)
UsuńNależę go grupy niecierpiącej Carmexa. Robiłam do niego kilka podejść, używam różnych wersji zapachowych i różnych konsystencji i niestety żadna nie przypadła mi do gustu. Mogłabym przymknąć oko na paskudny smak/zapach, ale one niestety kompletnie nie nawilżały moich ust :/ Himalaya wydaje się być ciekawą pozycją.
OdpowiedzUsuńTwoje usta najwidoczniej nie ulegają urokowi Carmexa :) ciekawa jestem, jak sprawdzi się u Ciebie Himalaya.
Usuńja zaliczam się do zdecydowanych wielbicielek Carmex :) szczególnie mnie nie chłodzi ani mrowi, smak mi nie przeszkadza, a efekt na ustach uwielbiam :) muszę tego Burtsa wypróbować następnym razem :)
OdpowiedzUsuńBurt's Bees jest podobny do Carmexa, ale moim zdaniem przyjemniej się go używa :) no i w moim odczuciu jest bardziej wydajny.
UsuńChętnie spróbuję tej wersji smakowej Carmexa.
OdpowiedzUsuńJa chyba spróbuję wanilii ;)
Usuńuwielbiam carmexa, więc jak tylko skończę obecne opakowanie to lecę po limonkowego! :)
OdpowiedzUsuńleć i używaj z przyjemnością :)
UsuńUwielbiam wszystkie balsamy do ust więc te pewnie też by mi się spodobały. :)
OdpowiedzUsuń