Żartuje, zostało mi jeszcze trochę niemieckich słodyczy :). A więc zniknęłam na dłużej niż planowałam i dalej niż myślałam, ale jestem! Walizka rozpakowana, pranie wstawione, zdjęcia nabytków zrobione więc... czas na zakupowy post. Zapraszam. 

Słowem wstępu odwiedziłam 4 ogniska finansowej zagłady, które znaleźć możecie za zachodnią granicą: DM, Primark, Rossmann i Rituals. Jak widać przeważają kosmetyczne miejsca, bo ciuchowa to ja raczej nie jestem - jeśli już coś ze mną zostanie na dłużej, to musi być ulubione i nie rozstajemy się do pierwszych dziur i wyrzucenia łacha siłą przez moją mamę. 

Dlatego Primark ku wielkiemu zdziwieniu zgromadzonych porwał mnie najmniej. Powróciłam szczęśliwie z: dwiema małymi świeczkami, paczką czarnych skarpetek-stópek, koszulką, dwiema piżamkami i dołem od stroju (bo stanik był niewymiarowy). 

Ogromnym zaskoczeniem był dla mnie Rossmann i szeroka gama kosmetyków Alterra - łącznie z kolorówką - której u nas pewnie szybko nie znajdziemy. Zakup jednak poczyniłam tam aż jeden, bo nie chciałam brać w ciemno. 

DM to już stały punkt programu i kolejny raz miałam w czym wybierać (dla Was też coś mam, a jakże!). Tutaj zaczynam już lecieć standardem i kieruję się w dobrze znanym mi, kąpielowym kierunku. Do szaf z kolorówką zajrzałam, ale nic mi w oko nie wpadło oprócz pudru do twarzy z Alverde. Pielęgnacyjnie zdecydowanie lepiej, czyli cała ja.

No i stacja końcowa moich zakupowych wojaży - Rituals. Olaboga, mogłabym tam mieszkać. Zapachy, klimat sklepu no i kosmetyki! Wyszłam z maleństwami w zestawie, które tylko drażnią apetyt na więcej. Wącham, próbuję, zachwycam się aromatem i nie rozumiem, dlaczego te kosmetyki są tak drogie - rozjaśnijcie mój umysł, skoro składowo raczej szału nie ma (albo to ja się na składach nie znam). 

Miał być krótki wstęp, ale wyszło jak zawsze :). Teraz już tylko szybka prezentacja, obiecuję!




I S A N A,  E V R E E  -  R O S S M A N N (PL)

Jeszcze w Polsce udało mi się kupić kilka rzeczy:

Isana, peeling pod prysznic grejpfrut i rabarbar - ok. 4zł. Pachnie jak owocowy pyszny kompot! Nie wiem jak będzie ze zdzieraniem, ale sam zapach skutecznie mnie przekonał do zakupu.

Isana, żel pod prysznic z ekstraktem z czereśni - ok. 3zł. Drugi ptaszek do kolekcji, który tym razem pachnie słodkimi owocami. Czy czereśniami? Tego pewna nie jestem.

Evree, głęboko nawilżający krem do rąk - skóra bardzo sucha i szorstka - ok. 6zł. Krem kupiłam na podróż i zapomniałam go zabrać. Brawo JA. W domu znalazł jednak troskliwą opiekę i nastąpiło wrogie przejęcie :). Podobnie z resztą stało się z biedronkowym żelem pod prysznic o zapachu pistacjowych lodów... 




M A R I O N,  A L T E R R A,  Z I A J A,  G R E E N  P H A R M A C Y  
-  N A T U R A,  R O S S M A N N (PL)

Marion, olejki orientalne jojoba i słonecznik - ok. 4zł. To już ostatnia nieznana mi dotąd wersja. Jak się skończy chyba poszukam innej opcji na zabezpieczanie końcówek. 

Alterra, olej do włosów suchych i łamliwych z pestek moreli BIO - 15zł. Czekałam na tę nowość i w sumie nie miałam okazji tak naprawdę dobrze potestować, żeby wyrobić sobie zdanie o działaniu. No nic, nadrobię zaległości. 

Ziaja, chłodząca mgiełka  z mentolem i witaminą C twarz, ciało, włosy - ok. 7zł. Mam mieszane uczucia. Zapach świetny, bo połączenie drzewa tamaryndowego i zielonej pomarańczy przyjemnie odświeża, ale... Nie zauważyłam właściwości nawilżających, a chłodzenie jest bardzo krótkotrwałe. Dla samej przyjemności zapachowej, która trwa kilka chwil, nie widzę sensu w używaniu tego kosmetyku. 

Green Pharmacy, matujący krem normalizujący zielona herbata do cery tłustej i mieszanej - 10zł. To dla mnie nowość, nie miałam jeszcze okazji używać tego kremu. Wpadł do mojej kosmetyczki dość przypadkowo, bo jestem w trakcie zmian w pielęgnacji twarzy. Zobaczymy co z tego będzie :).




R I T U A L S  -  S K L E P  F I R M O W Y  (DE)

Touch of Happiness, krem do ciała słodka pomarańcza i drzewo cedrowe. Happy Buddha, żel do mycia ciała w piance mandarynka i yuzu. Fortune Scrub, scrub do ciała mandarynka i yuzu. Fortune Oil, olejek pod prysznic słodka pomarańcza i drzewo cedrowe. Cały zestaw miniatur kosztował 17,50e, mają one pojemności od 50 do 75ml. Zapach jest obłędny! Niepowtarzalny, nieco męski. Cudowny - mogłabym mieć takie perfumy. O działaniu powiedzieć za wiele nie mogę, bo póki co wącham sobie i się krótko mówiąc jaram - nieco starsze dzieci tak właśnie mają. 




B A L E A,  L A V E R A,  T R E A C L E M O O N  -  D M 

Balea, krem do rąk z mocznikiem 5% - ok. 2e. Naprawdę nieźle rokuje i jest nieco lżejszy - tak mi się wydaje - niż mocznikowa Isana. Zapach mi jedynie trochę przeszkadza, bo jest taki słodko-niewiadomo-jaki. Ale nawilża przyjemnie, więc zużyję na pewno.

Lavera, szampon jabłkowy do włosów normalnych intensywnie nawilżający - ok. 4e. Kręciłam się wokół szamponów Alverde, ale z żadnym z nich nie miałam jakiś wyjątkowo ciepłych skojarzeń. Postawiłam więc na markę dotąd mi zupełnie nieznaną. Pachnie cudownie, jak świeże kwaśne jabłka. Zobaczymy jak będzie sprawdzać się na włosach. 

Treaclemoon, mini balsam do ciała iced strawberry dream - 1e, miniaturka. Chwyciłam z ciekawości przy kasie, bo nie przepadam za takimi słodkimi, jedzeniowymi zapachami w balsamach. Ale truskawki zrobiły na moim nosie wyjątkowo dobre wrażenie! 

Balea Soft-Ol, balsam do ciała z olejkami 40% - 3e. To już zakup wybiegający w jesienną przyszłość i pierwszy przesusz spowodowany kaloryferami. Masła są jeszcze wtedy dla mnie za ciężkie, a ten balsam zapowiada się naprawdę nieźle.




N E U T R O G E N A,  A L T E R R A,  A L V E R D E,  B E E  N A T U R A L  
-  D M,  R O S S M A N N (DE)

Neutrogena, Visibly Clear 2 in 1 żel do mycia twarzy i maseczka oczyszczająca - ok. 4e. Ten kosmetyk chodził mi po głowie już od dawna, ale zamówienie z sieci plus koszty przesyłki studziły wszelki zapał. Kiedy zaczęłam mieć problemy z cerą po przyjeździe do Niemiec wiedziałam, że to idealny moment. I nie zawiodłam się! Cera uspokoiła się, nowych wyprysków nie przybywało. Teraz używam raz dziennie, żeby nie wysuszyć za bardzo mojej skóry, ale w chwili twarzowej masakry jest jak znalazł. Na szerszą recenzję jeszcze Was zaproszę :)

Alterra, pianka do mycia twarzy z granatem i kiwi - ok. 2,50e. Kupiłam z myślą o porannym myciu twarzy i odświeżaniu jej w ciągu dnia. Na razie czeka w kolejce, ale jestem bardzo ciekawa co ma nam do zaproponowania Alterra. Krem myjący z tej serii z granatem nie jest dla mnie.

Alverde, puder w kompakcie - ok. 4e. Już kiedyś próbowałam nabyć ten puder i skończyło się przywiezieniem podkładu w kompakcie... Tym razem sprawdziłam kilkukrotnie opakowanie przed dojściem do kasy. Akurat kończy się mój Rimmel, więc niedługo zacznę używanie.

Bee Natural, pomadka do ust z woskiem pszczelim mango - ok. 3e. Nie widziałam wcześniej tych pomadek, a mango kusiło - jak zawsze z resztą. Latem pomadka ochronna Caudalie jest dla mnie trochę za ciężka i trudno mi jest znieść ten zapach/smak na ustach. Tutaj na szczęście problemu nie mam :). 




B A L E A,  A L V E R D E  -  D M

Balea, żel pod prysznic z perełkami olejku z wyciągiem z moreli - ok.1e. Żele pod prysznic to stały punkt programu, ale tym razem nie poszalałam. W Niemczech miałam okazję używać żelu z perełkami olejku i tak mi się spodobał, że przygotowując się do wyjazdu, capnęłam butelkę dla siebie.

Balea, żel pod prysznic z maliną i trawą cytrynową - ok. 0,60e. Połączenie zapachowe idealne dla mnie. Słodkie, ale też orzeźwiające. Coś pomiędzy brzoskwinią żelu z perełkami wyżej, a kolejnym przyjemniaczkiem z Alverde.

Alverde, żel pod prysznic z miętą i bergamotką - ok. 2e. Letni prysznic, o jakim marzy każdy podróżujący komunikacją miejską. Zapach, który chciałoby się wypić - dosłownie! Słyszałam już ochy na jego temat, więc capnęłam bez zastanowienia.


Większości kosmetyków nie miałam okazji jeszcze sensownie poużywać, stąd to post typowo chwalipięcki. Mam zaległości w denku, recenzjach, wszystkim... Chyba przyda mi się jakiś plan odgruzowania bloga :) A co u Was słychać? 

pozdrawiam
Adrianna 


Leave a Reply

chętnie odpowiem na Twoje pytanie :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.