Od maja na blogu nie było denkowego posta, a torba z pustakami pęka w szwach. Czas najwyższy, żeby w kilku słowach opowiedzieć Wam o tym, co ostatnio w mojej kosmetyczce miało swoje pięć minut. Żeby nie zanudzać za bardzo podzieliłam swoje zużycia na 3 grupy - kosmetyki do twarzy, do włosów i do ciała. Dziś zapraszam na włosowe podboje, a w nich między innymi mój topowy szampon z mocznikiem Isana, odżywka Timotei z wiosennego pudełka JoyBOX (tutaj zobaczycie zawartość) oraz mniej udane spotkanie z Petal Fresh. Zapraszam!
Isana Med, szampon do włosów z mocznikiem
Szampon, którego nie wiem już sama którą butelkę zużyłam. Śmiało mogę stwierdzić, że to jedyny ratunek dla mojego skalpu, który mocno ostatnio kaprysi - o sprawcy niebawem. Kosmetyk dobrze myje, chociaż do zmywania oleju wolę używać coś lżejszego. W moim wypadku szampon Isana z serii MED idealnie uspokaja i nawilża przesuszony skalp, nie obciąża włosów (jeśli nie używam go co mycie przez dłuższy okres czasu) i pozostawia włosy miękkie, czyste i bez kołtunów. Odżywki oczywiście używam, ale nawet jeśli ją pominę nie rwę włosów z głowy :) Producent twierdzi, że zawartość 5% mocznika pielęgnuje włosy, a formuła z prowitaminą B5 dodatkowo je wzmacnia. Kosmetyk polecany jest do wrażliwej i delikatnej skóry głowy, z czym się zgadzam. W prostej butelce z zatrzaskiem znajdziecie 200ml delikatnie pachnącego szamponu w perłowym kolorze. Jego wydajność oceniam dobrze, ale nie spodziewajcie się kłębów piany. Dodam tylko, że warto czekać na promocje w Rossmannie, ponieważ kosztuje wtedy całe 2,99zł! Dla mnie to włosowy top już od wielu miesiecy.
Garnier Ultra Doux, szampon z oliwą z oliwek i cytryną do włosów suchych i matowych
Od czasu do czasu wracam do szamponów i odżywek Garnier z serii Ultra Doux, chociaż nie są to z pewnością moje ulubione kosmetyki do włosów. Kiedyś służyły mi lepiej (szczególnie odżywki), teraz staram się wybierać bardziej naturalne składy. W szamponie oliwkowo-cytrynowym dałam się złapać na zapach, który był idealnie orzeźwiający i owocowy. Nie mogę przyczepić się do niczego, bo kosmetyk dobrze domywał włosy (nawet z olejem), trochę je dociążał (niech będzie, że od oliwy) i nie powodował kołtunów, chociaż radził sobie w tym temacie troszkę gorzej niż Isana. Wielkim plusem jest to, że w żaden sposób nie zaszkodził skórze mojej głowy! Wrócić nie wrócę, ale będę wspominać ciepło, bo był to zwyczajny, dobry szampon.
Petal Fresh, odmładzający szampon do włosów z wyciągiem z pestek winogron i oliwek
I dotarliśmy do szamponu, który uprzykrzył mi wakacje. Po pierwsze i najgorsze - powodował łupież, czego zupełnie się nie spodziewałam. Winogronowa odżywka Petal Fresh z tej serii spisywała się idealnie, więc licząc na podobne efekty kupiłam szampon. Po pierwszych kilku myciach było nawet nieźle, chociaż włosy zamiast odmłodzenia uzyskały raczej szorstką strukturę (podobnie było z szamponem cytrynowym, szczególnie pod koniec opakowania). Niestety im dalej w las, tym gorzej. Najpierw swędzenie skaplu, a potem prawdziwa apokalipsa - łupież, przesuszone na wiór miejsca, łuszcząca się płatami skóra skalpu. Pomógł mi dopiero przeciwłupieżowy szampon Balea z bambusem i mięta, który porzuciłam przed pakowaniem manatek do Polski (i żałuję, bo świetnie odświeżał skórę głowy). Technicznie szampon Petal Fresh z wyciągiem z pestek winogron jest w porządku - dobrze się rozprowadza, nieźle pieni, dość przyjemnie-roślinnie pachnie, ale to trochę za mało. To było moje drugie nieudane podejście do szamponów tej marki i na kolejne nie mam ochoty. Może spróbuję jeszcze odżywek, ale póki co czuję się zniechęcona.
Timotei. odżywka Drogocenne Olejki z organicznym olejkiem arganowym
Na początku byłam tą odżywką zachwycona - włosy po umyciu były miękkie, gładkie i pachnące, a przede wszystkim nawilżone! Jakie było moje zdziwienie kiedy po 2 tygodniach zauważyłam, że to tylko dobre wrażenie. Efekt 'drogocennych olejków' zniknął wraz z pominięciem nałożenia tego kosmetyju. Spodziewałam się raczej, że moje włosy dostają coś więcej niż tylko złudzenie pielęgnacji.
Marion, olejki orientalne kokos i tamanu
Jak widzicie na zdjęciu widnieje nowy olejek mojej mamy, bo pusta buteleczka byłaby ciężka do zidentyfikowania :) Miałam już w tym momencie wszystkie marionowe olejki orientalne, ale to zielony najbardziej mi odpowiadał. Aktualnie mam żółty z jojobą i słonecznikiem, ale zapachowo bardziej pasował mi kokos. Jeśli jeszcze nie miałyście okazji spróbować, a szukacie czegoś do zabezpieczenia końcówek czy delikatnego przygładzenia włosów na długości - serdecznie polecam :) Olejek robi to, co ma robić i można kupić już za 4-5zł w Naturze.
Patrzę na długość posta i cieszę się, że zdecydowałam się na podział denka na 3 części - bez tego to byłby prawdziwy ślimak... Znacie powyższe kosmetyki? Jakie macie zdanie o moim topowym szamponie mocznikowym?
pozdrawiam
Adrianna