Moda na miętowe paznokcie widoczna była w szerokim w świecie już w roku 2009, 
do nas jak zwykle przyszła z opóźnieniem. Można za to śmiało powiedzieć, 
że zawładnęła sercami Polek na dobre :) I kolejny sezon utrzymuje się w czołówce. 

Jeśli chodzi o mnie, byłam jakoś obok całego trendu. Nie jestem miłośniczką pasteli 
ze względów czysto praktycznych - ciężko się nimi maluje, a ja jestem dość niecierpliwa :) 
Dlatego omijałam kolor tak długo, jak mogłam... aż wpadłam! 
I zaczęłam szukać kolorystycznego, a przede wszystkim odpowiednio "łatwego w obsłudze" ideału.
Aktualnie na mojej lakierowej półce znajdziecie 3 lakiery:

od lewej: 
Golden Rose numer 225
Color Club z kolekcji Back to boho jesień 2011 w kolorze New bohemian
Inglot o numerze 696
i znowu Color Club...

Lakiery pokryte są warstwą topu Seche Vite.



Na pierwszy ogień idzie mój ulubieniec, czyli lakier Color Club. Samą markę poznałam dość niedawno, 
bo w zeszłym roku, kiedy trafiłam na zestaw "Back to boho" w TkMaxxx i kupiłam te jaśniejsze kolorki.
 Całkiem niedawno weszłam w posiadanie również ciemniejszej części kolekcji :) 
Ale o mięcie dziś będzie, więc...

Kolor New bohemian to niby mięta, ale ma w sobie turkusowe tony. 
Lakier o wykończeniu kremowym, nakłada się niespodziewanie dobrze - biorąc pod uwagę, 
że to pastel. Kryje nieźle już przy dwóch warstwach (pierwsza cieńsza, druga grubsza), 
ale dla pewności wolę 3 cieńsze. O schnięciu i trwałości powiedzieć nic nie mogę, bo używam SV, 
poza tym zmieniam kolor na paznokciach co 2-3 dni. CC ma wygodny, klasyczny pędzelek, 
którym można wygodnie rozprowadzić lakier. 
Dość rzadką konsystencję, ale nie stanowi ona problemu jeśli chodzi o zalewanie skórek. 
Jeśli chodzi o cenę lakieru, to zapłacimy w sieci od 15-20zł za buteleczkę. 
Niemniej bardzo podoba mi się ten kolor. 
Widziałam, że jest porównywany z lakierem China Glaze - For Audrey.




Golden Rose to firma, do której lakierów przekonać się po prostu nie mogę... 
Próbowałam już chyba wszystkich serii i każde podejście kończyło się fiaskiem. 
No ale lakier dostałam, więc nie ma co wybrzydzać :)
Jak widzicie na zdjęciach, lakier GR o numerze 696 jest najbardziej "zielony" z całej trójki. 
Nie jest to typowy krem - pływa w nim bardzo drobny shimmer, w miętowym kolorze oczywiście. 
Nakłada się go dość ciężko, ponieważ jest bardzo rzadki i kryje przy trzech grubszych warstwach. 
Czasami konieczna jest czwarta... Dla mnie to mały koszmarek i być może jest to wina moich niewielkich
 zdolności malarskich i tej niewygodnej zakrętki... Przy takiej liczbie warstw nawet pod SV schnie długo,
 więc pominę ten punkt milczeniem. Ja serdecznie mu podziękuję...




Ostatni lakier to Inglot 696. Kolor jak najbardziej udany i według mnie najbardziej pastelowy, 
rozbielony z całej trójki. Kryje przy trzech warstwach ale to prawdziwy męczyciel - często zostawia prześwity, 
smugi i trzeba się przy malowaniu porządnie skupić. Ma wygodną konsystencję, 
więc nie trzeba się bać o zalanie skórek. Schnie długo, ale jest to jeden ze starszych lakierów w mojej kolekcji, 
więc nie będę się czepiać. Jeśli chodzi o trwałość... cena lakieru wskazywać by mogła, 
że to porządny lakier i tak faktycznie jest - trzyma się dłużej niż pozostała dwójka. 
Niestety - im nowsza seria kolorów Inglota, tym gorsza jakość.
Kolorek jak najbardziej mi się podoba, ale biorąc pod uwagę uciążliwe malowanie, 
z tym panem również się żegnam...




A jak Wam przypadł do gustu już lekko "starawy" miętowy trend?
Nosicie takie kolory wiosną, czy pora roku nie robi różnicy?

pozdrawiam, A


3 Comments

  1. W buteleczce najlepiej wygląda Inglot a na paznokciu CC;):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyszły Ci prawdziwe pazurki ombre! ;) Dla mnie mięta jest przepiękna, ale tylko wiosną i latem - w zimie stawiam na ciemniejsze odcienie.

    OdpowiedzUsuń
  3. mam podobne odcienie w domu :) typowo zimowe!

    OdpowiedzUsuń

chętnie odpowiem na Twoje pytanie :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.