Mogłabym ten tekst napisać w epicki sposób, ale to dość żenujące. Nie walczyłam ze smokiem zionącym promocjami, nie ratowałam osieroconych kosmetyków przed powodzią i głodem, ani też balsam do ciała nie okazał się dla mnie lekiem na smutki. Nie odbiłam terrorystom ładunku z kolorówką, którą mieli wykorzystać w niecny sposób. A jednak czuję się dobrze z myślą, że przez ostatni miesiąc nie dołożyłam do moich kosmetycznych skarbów niczego, a mój koszyk (ten wirtualny również) pozostał pusty.
Jeśli zastanawiacie się nad podobnym "postem" to szczerze polecam. Łatwo nie jest chociażby z tego powodu, że czasami zakupy robimy odruchowo - przy okazji wrzucamy kolejną butelkę żelu albo tusz z promocji, bo ktoś mówił, że jest fajny. Może trochę jeszcze poleży, ale przecież się nie zmarnuje :) A w kolejnych miesiącu jest następna promocja, bo wchodzi nowa nowość, którą przecież warto wypróbować. I tak nasze szafki puchną, a do portfela zaglądamy ze zdziwieniem. Znacie to? Ja aż za dobrze.
Jeśli miałabym powiedzieć, co dał mi ten miesiąc, to... ciężko powiedzieć. Na pewno pokazał, że większość moich chciejstw ma charakter chwilowy i mija szybciej, niż mi się wydawało. Wiem też, że kilka rzeczy dalej mnie do siebie ciągnie i w kolejnych miesiącach na pewno o nich pomyślę. Powoli. Bez pośpiechu. Mam czas, a promocje są jak bumerang.
Na październik nie mam planów zakupowych. Przyjrzałam się dokładnie temu, co jeszcze mam i pojawiło się silne postanowienie, by przedłużyć mój zakupowy post na kolejny miesiąc. Jak mówi moja babcia: "Tylko spokój nas uratuje". A taki spokój zakupowy działa na mnie bardzo, bardzo dobrze :)
Nie zmienia to jednak faktu, że Wasze posty zakupowe oglądać uwielbiam, więc chwalcie się śmiało, co nowego pojawiło się ostatnio w Waszych kosmetyczkach!
pozdrawiam
Adrianna