Mam słabość do silnie zdzierających skórę peelingów - szczególnie jeśli nie zdzierają ze mnie kasy. Dlatego z łezką w oku wspominam sypkie algi z Bielendy, które pokochałam miłością wielką i niestety krótką, bo szybko zostały wycofane ze sklepowych półek, zupełnie dla mnie niezrozumiale. Teraz od czasu do czasu zwracam swe kroki w stronę peelingów tej marki, szukając w nich chociaż ułamka tego, co dały mi algi. Oczywiście zaliczać wielkie wpadki, czego najlepszym przykładem jest peeling do ciała papaja, ujędrnienie + nawilżenie

Do czego przekonuje nas producent?
Cukrowy peeling do ciała o zapachu papai to idealny sposób na poprawę wyglądu i kondycji skóry. Peeling ma wyjątkowe właściwości ujędrniające, nawilżające i regenerujące. Skutecznie zmiękcza i odnawia naskórek, poprawia mikrokrążenie, wygładza i uelastycznia skórę. Intensywny zapach egzotycznej papai poprawia samopoczucie i nastraja pozytywnie. Podaruj swojej skórze owocową pielęgnację i czyń swoje ciało pięknym, pachnącym, zmysłowym i bardzo apetycznym. 


Pomimo ciekawych zapewnień peeling z biedronkowej promocji (5,99zł, pewnie jeszcze na nie traficie) jest dla mnie mocno średni. W zakręcanym, plastikowym słoiczku znajdziemy bardzo delikatny i tłusty zdzierak o konsystencji gęstej papki, którego drobinkom (rozmiarem) do cukru daleko. Dodatkowo szybko się rozpuszczają, zostawiając nas po chwili z klejącą papką w dłoni, której znaczna część ląduje z plaskiem na dnie wanny. Ważna kwestia, czyli zapach... O ile nie znam naturalnego aromatu papai, tak tutaj nie wyczuwam niczego prócz lekko słodkiej, oleistej nutki owocowej. Dodam, że tylko w opakowaniu, bo na skórze nawet tego nie ma. Skóra po użyciu wydaje się być gładka, ale jest to raczej zasługa parafiny wysoko w składzie, niż rzeczywistego wygładzenia naskórka. Wydajność oceniam nisko - gdybym się uparła na porządny peeling całego ciała, mogłabym całe opakowanie zużyć na raz. Narzekam? Zdecydowanie. Dla porównania miałam w domu inny kosmetyk Bielendy. Odmładzającego peelingu daktyl&kokos z serii Afryka Spa (ok. 14zł za 200g) używa moja mama i miałam okazję na szybkie porównanie, które było widać już gołym okiem. Drobinki w peelingu afrykańskim są nieporównywalnie większe, co daje nam lepsze efekty w kwestii ścierania naskórka. Składy są podobne, więc i tłusty film na skórze jest wyczuwalny po użyciu oby kosmetyków. Nie wdając się w więcej szczegółów - z tych dwóch peelingów gdybym musiała, wybrałabym 'Afrykę'. A papaję pewnie zużyję, żeby się nie zmarnowała do rąk. Obu jednak nie polecam, jeśli szukacie porządnego peelingu bez uczucia tłustej skóry, ja zamierzam szukać ideału dalej :)

Skusiłyście się na promocję Biedronki? Jak u Was sprawdziły się te peelingi i masła?

pozdrawiam, A



W tym miesiącu denko podsumowuje moje kosmetyczne poczynania z kwietnia i maja. Niestety, nie ma się czym chwalić... Wiosna rozleniwiła moje zapały w wykańczaniu kosmetyków, za to rozochociła wszelkie poczynania zakupowe. Oj, nieładnie! Ale uszy do góry - koniec miesiąca już się zbliża, denko przygotowane, więc kolejny miesiąc zużyć przed nami :) Jak już pisałam tutaj! wprowadziłam zakupowe wyzwanie i do końca czerwca mam zamiar omijać szerokim łukiem wszelkie drogerie. Mam nadzieję, że to również zmobilizuje nieco zużycia :) Ale koniec gadania, zapraszam na podsumowanie Kosmetycznego Związku Zapaśniczego.

*dla przypomnienia: produkty zużyte, zakupione i oddane.

WŁOSY
a) odżywki i maski
Alverde, odżywka do włosów suchych i zniszczonych z aloesem i hibiskusem
- Babuszka Agafia, drożdżowa maska na porost włosów
- Planeta Organica, tybetański balsam do włosów objętość i siła
- Alterra, odżywka nawilżająca granat i aloes
- Alverde, masło do włosów z avocado i masłem shea
Pilomwax, henna wax, maska do włosów ciemnych
b) szampony
Alverde, szampon do włosów suchych i zniszczonych z aloesem i hibiskusem
- Babuszka Agafia, rewitalizujący szampon przeciw wypadaniu włosów
Babuszka Agafia, czarny szampon przeciwłupieżowy 
- Babydream, dla dzieci (do mycia pędzli, ale czasem też zmywania olejów)
Balea, szampon z wyciągiem z wanilii
c) olejki, wcierki, serum itp.
- Hesh, Bhringraj
Marion, kuracja z olejkiem arganowym (na końcówki)
- Marion, olejek orientalny - odżywianie macadamia & ylang-ylang
- olejek arganowy
- Apteczka Agafii, aktywne ziołowe serum na porost włosów

TWARZ
a) kremy do twarzy i pod oczy
- Tołpa, nawilżający krem rozświetlający pod oczy z amarantusem
- Dermedic, Hydrain Hialuro, serum nawadniające twarz, szyję i dekolt
- La Roche Posay, Effaclar Duo +, krem zwalczający niedoskonałości
Pharmaceris T, intensywnie matująca emulsja do twarzy
b) żele/mydła
- Dermedic Normacne Preventi, antybakteryjny żel do mycia
- La Roche Posay, żel do twarzy Effaclar, oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej
c) peelingi
Korund
- L'Oreal, Ideal glow, peeling rozświetlający 
d) toniki/płyny micelarne/mleczka
- Balea, łagodne mleczko oczyszczające do twarzy z olejkiem z pestek moreli
Pharmaceris T, oczyszczający płyn bakteriostatyczny
- Farmona Dermacos, tonik antybakteryjny z bioaktywnym wyciągiem z borowiny
- Garnier, płyn micelarny 3w1
- Uriage, woda termalna 
e) maseczki
- Organique, glinka biała
- Organique, glinka ghassoul (mini)
- Organique, glinka zielona (mini)
- Organique, maseczka algowa z dynią
- Spirulina
Perfecta, hydrożelowe płatki pod oczy
- Montagne Jeunesse, płatki pod oczy z kolagenem
- Montagne Jeunesse, czekoladowa maseczka oczyszczająca
Montagne Jeunesse, maseczka truskawkowa głęboko nawilżająca i odblokowująca pory
Montagne Jeunesse, maseczka czarna jagoda, głęboko odblokowująca pory
- Tołpa, maska-kompres nawilżająco-odprężająca na twarz i pod oczy
f) sera, olejki, kremy punktowe, inne

CIAŁO - OCZYSZCZANIE
a) żele pod prysznic
- Dove go fresh, granat i werbena cytrynowa
- Luksja, mleczko pod prysznic ze składnikami balsamu z olejem z pestek dyni
- Joanna Naturia, bzowy żel pod prysznic
- Joanna Naturia, bzowy olejek do kąpieli i pod prysznic
- Balea, żel por prysznic mango mamba (edycja limitowana)
- Balea, żel por prysznic kokos i nektarynka
- Balea, żel por prysznic relaksujący, kwiatowy
- Balea, żel por prysznic energizujący, lilia wodna
- Isana, żel pod prysznic limonka i mięta 
b) peelingi
Pat&Rub, otulający scrub cukrowy
- Farmona Tutti Frutti, peeling do ciała wiśnia i porzeczka 
- Bielenda, Fruit Bomb Spa, peeling do ciała ujędrnienie+nawilżenie, papaja
c) kąpiel
- BeBeauty, sól do kąpieli bursztynowa
Original Source, płyn do kąpieli maliny&mleczko waniliowe

CIAŁO - PIELĘGNACJA
a) balsamy/masła do ciała
- Pat&Rub, otulające masło do ciała
- Balea, kokosowy krem do ciała
AA, balsam do ciała pod prysznic, masło kakaowe
b) olejki, oliwki
c) wyszczuplanie, ujędrnianie
- Biocol, Drenafast - żel antycellulitowo-ujędrniający
Nivea good-bye cellulite, serum
- Nivea, ujędrniający żel antycellilitowy z Q10

CIAŁO - PIELĘGNACJA SPECJALNA
a) biust
Eveline, superskoncentrowane serum do biustu push-up
Perfecta Slim Fit, modelujące serum do biustu
b) depilacja
Bielenda Vanity, krem do depilacji avocado
- Venus, pianka do golenia z alantoiną o zapachu konwalii
c) ochrona przed potem
- Rexona, Linen Dry, antyperspirant w kulce
- Rexona, Shower Clean, antyperpirant w aerozolu

ZAPACH
- Lolita Lempicka
- Calven Klein, Obsession
- Elizabeth Arden, Green Tea
- Playboy, Play it spicy...
- Mexx, summer edition
Avon, Today Tomorrow Always Together

DŁONIE
- Iwoniczanka, krem do szorstkiej skóry dłoni, łokci, pięt
- Pat&Rub, otulający krem do rąk

STOPY
- Neutrogena, peeling do stóp szorstka skóra/zrogowacenia
- Scholl, krem regenerujący na popękane pięty
- The Body Shop, chłodzący spray do stóp

MAKIJAŻ
a) pomadki i kredki do ust
L'Oreal, Color Riche Extraordinaire w kolorze 500 molto mauve
- L'Oreal Balm, 318 heavenky berry :*
- L'Oreal Caresse, 102 mauve cherie
- Bourjois Rouge edition, 04 rose tweed
- Maybeline Moisture extreme, 210 that's mauvie
- Maybelline, Color Whisper, 130 pink possibilities
- Maybelline, Color Whisper, 160 rose of attraction
- MAC, cremesheen w kolorze hot gossip
- Rimmel Kate, 101
- Revlon Colorburst, 025 peach parfait
- Essence, lipliner 07 cute pink
- Bourjois, Levres Contour 15 rose precieux
- Bourjois Color Boost, 01 red sunrise
- Bourjois Color Boost, 03 orange punch
- Essence, jumbo sheer stick 01 rosy in love
- Catrice, pure shine colour lip balm, 030 don't think just pink
- Manhattan, colour splash liquid lip tint, 51P hint of pink
b) błyszczyki
- Maybelline, Color Sensational shine gloss 150 pink shock
- Maybelline, Color Sensational shine gloss 420 glorious grapefriut
c) pomadki/balsamy ochronne
- Regenerum, regeneracyjne serum do ust
Alterra, pomadka do ust z rumiankiem 
- Lush, peeling do ust bubblegum
d) kredki do oczu i linery 
- Joko, wodoodporny liner w kolorze czarnym
- Joko, czarna kredka do oczu z gąbeczką
- Catrice, kredka pod łuk brwiowy
e) tusze do rzęs i odżywki 
Bourjois, tusz do rzęs Volume Glamour
- L'Oreal, Volume Million Lashes
- L'biotica, aktywne serum do rzęs
Regenerum, regeneracyjne serum do rzęs
f) kosmetyki do brwi
- Eveline, brązowy korektor do brwi art scenic
- Catrice, kredka do brwi w kolorze 020 date with ash-ton
g) cienie do powiek i bazy pod cienie
- Everyday minerals, monsoon
- Everyday minerals, first love
- Maybelline, color tattoo permanent taupe
- Urban Decay Naked 2, paleta cieni
- Sleek, paletka ultra mattes v2 darks
- Catrice, cień pojedynczy 410 c'mon chameleon!
h) podkłady/korektory
- Collection (2000), korektor w kolorze 01 fair
- Lily Lolo, mineralny podkład z SPF15 w kolorze blondie, 0,75g
- Lily Lolo, mineralny podkład z SPF15 w kolorze barely buff, 0,75g
- Lily Lolo, mineralny podkład z SPF15 w kolorze china doll, 0,75g
i) pudry do twarzy
L'Oreal True Match
- Lily Lolo, puder mineralny flawless silk, 0,5g
- Mayballinie, Affinitone
- Manhattan, sypki puder matujący 
j) róże/bronzery
- The Body Shop, róż w kolorze 01 shade petal
- Catrice, róż z limitowanej edycji Revoltaire
- Catrice, Defining Blush 020 rose royce
- Bourjois, róż/bronzer z kolorze 85 sienne

PAZNOKCIE
a) lakiery kolorowe
- 90 buteleczek
b) odżywki do paznokci/ top&base coaty
- Essie, Good to go
- Wibo, eliksir z jedwabiem
c) pielęgnacja skórek
Sally Hansen, cuticle remover
- Miss Sporty, nail expert cuticle oil
- Burt's Bees, lemon butter cuticle cream 
d) zmywacze
- Donegal, zmywacz do paznokci w żelu

*Na zdjęciu znajduje się trójka produktów tzw. 'no weź zużyj, co się ma zmarnować...' Nie włączam ich do KZZ, bo kosmetyków było na kilka użyć, ale może za jakiś czas coś Wam o nich powiem :)


Podsumowując:
opakowań poszło do kosza 23
produkty przybyły 37
rzeczy znalazło nowy dom 16

No dobrze, możecie teraz pisać śmiało, jaka ze mnie guła i że czas się zabrać za wietrzenie zapasów :) Serdecznie zapraszam do komentowania i piszcie jak tam Wasze denka w maju. Zmotywujcie mnie zalewem pustych opakowań!

pozdrawiam, A




Moja skóra już trochę zatęskniła za maseczkami z saszetki, więc zakup kilku był jak najbardziej wskazany. O Montagne Jeunesse coś tam słyszałam - choć niewiele. Sama miałam jedynie płatki pod oczy tej marki, o których niebawem Wam opowiem. Maseczki te dostać możecie przede wszystkim w drogeriach Natura i w regularnej cenie kosztują one ok. 6-7zł. Ostatnio coraz częściej są w promocji i wtedy za saszetkę zapłacicie ok. 4zł. Jest to przystępna cena, bo maseczką możecie podzielić się z siostrą czy mamą (na pewno starczy na dwie buźki) lub nałożyć obficie na twarz i dekolt. Ja wybrałam opcję drugą, bo nikogo specjalnego pod ręką nie miałam... I niech żałuje, bo był to wyjątkowo przyjemny zabieg :) Ale o tym niżej - zapraszam na post o czekoladowym kuszeniu.


Czekoladowa maseczka oczyszczająca ma za zadanie przede wszystkim odżywić naszą skórę dzięki zawartości składników naturalnych. Ma również działanie głęboko oczyszczające i wspomagające odblokowanie porów oraz usunięcie zanieczyszczeń. Połączenie masła shea, masła kakaowego oraz soli z Morza Martwego ma odżywić, nawilżyć, a przede wszystkim zachować młody wygląd naszej skóry. Brzmi naprawdę dobrze :) A jak maseczka realnie działa?

Jak się pewnie domyślacie już samo nakładanie maseczki wprowadza nas w świetny nastrój za sprawą zapachu. Jeśli lubicie czekoladowe brownies, ten kosmetyk na pewno Wam się spodoba :) Gęsta, kremowa konsystencja przypomina trochę polewę do ciasta (zarówno kolorem, zapachem jak i konsystencją), która pod wpływem ciepła przyjemnie rozprowadza się po twarzy. W czasie zabiegu zapach nie jest już tak wyczuwalny, ale przy zmywaniu pozwala nam na nowo poczuć się jak w siódmym niebie. Nie ma najmniejszego problemu ze zmywaniem, ale radzę to robić w wannie, bo maseczka ze względu na kolor robi dużo bałaganu. Efekty na skórze są równie przyjemne jak doznania zapachowe. Nie mogę powiedzieć, że jest to cudo i będziemy wyglądać jak milion dolarów, ale... Moja dość przesuszona ostatnio skóra była miękka, delikatna i widocznie zadowolona. Zniknęło uczucie dyskomfortu, zaaplikowany po maseczce krem świetnie się wchłonął. Ciężko mi powiedzieć, czy skóra była jakoś wyraźnie oczyszczona. Z działania jestem jednak bardzo zadowolona i z chęcią jeszcze do niej wrócę :)


Miałyście już okazję używać tego czekoladowego cudaka? 
Jakich maseczek do twarzy najchętniej używacie?

pozdrawiam, A



Swoją opowieść o produktach do ust zacznę od kredek, które pewnie wiele z Was darzy już sporym zaufaniem. Muszę przyznać, że nie miałam jeszcze kultowych kredek Clinique, a podczas przecen w Rossmannie nie skusiłam się na podobny produkt marki Revlon. Miałam za to przyjemność używać Bourjois, Essense czy Catrice, o których Wam opowiem. 


Czym kredki wyróżniają się wśród innych produktów kolorowych do ust? Na pewno opakowaniem i sposobem aplikacji :) Wygodny, wykręcany sztyft z czasem nieco traci swój kształt i precyzyjne malowanie szczególnie wąskich ust staje się problematyczne. Opakowanie nie grzeszy trwałością i napisy szybko się ścierają. Kosmetyk jest prosty w aplikacji i gładko sunie po ustach, zostawiając na nich kolor. Nałożony delikatnie nr 03 orange punch jest półtransparentny, ale efekt ten możemy stopniować dokładając kolejne warstwy. I niestety tutaj pojawia się mały problem - jeśli kosmetyku jest więcej na ustach, zaczyna wylewać się z konturu i rozmazywać. Bajka o trwałości mija zaraz po zetknięciu ust z jakąkolwiek przeszkodą. Dlatego preferuję nałożenie cienkiej warstwy koloru, odczekanie chwili, aby produkt mógł się 'wtopić' i dołożenie kolejnej warstwy. Schodzenie pomadki z ust jest zależne od koloru - z 03 nie ma takiego problemu jak z 01, która potrafi robić to dość nierówno i trzeba kontrolować stan koloru lusterkiem. Kiedy zetrzemy połysk, na ustach pozostaje kolor, jeśli tylko zdążyła się wchłonąć w nasze usta. Na plus mogę policzyć fakt, że pomadka daje wilgotny efekt na ustach (nie mylcie z błyszczykiem) i z pewnością nie wysusza ust, a nawet delikatnie je pielęgnuje. Aktualnie nie mam problemów z suchością warg i stosuję regularnie kosmetyki nawilżające, więc swoją opinię opieram na braku jakiegokolwiek uczucia dyskomfortu podczas używania. 


Na zdjęciu powyżej możecie zobaczyć jak kosmetyk wygląda nałożony cienką warstwą. Moje usta bez niczego - niżej kolor 01 red sunrise, który na żywo jest dużo intensywniejszym różem - i 03 orange punch, czyli przyjemna pomarańcza z nutką czerwieni, do której najchętniej wracam :) Szafy Bourjois znajdziecie zarówno w Rossmannie jak i SuperPharm, a kredki z serii Color Boost kosztują ok. 30zł

Ciężko mi powiedzieć, czy polecam ten produkt. Wiem, że tego typu balsamy nie są specjalnie trwałe, ale biorąc pod uwagę intensywne kolory - możliwość roztarcia koloru przy najdrobniejszym ruchu czy dotknięciu ust jest mocno zniechęcające. Dlatego ja pozostanę przy bardziej trwałych kosmetykach, a Bourjois będę używać jako lekko koloryzujący balsam na lato :)

Lubicie pomadki do ust w formie kredki? A może jesteście zwolenniczkami tradycyjnych szminek?

pozdrawiam, A



... filmowy gniot niestety! A w roli głównej nie kto inny jak sam Johnny Depp. Eh... 

Dziś chciałam Wam powiedzieć o dwóch filmach, które ostatnio zrobiły na mnie niemałe wrażenie. Jak pewnie się domyślacie, było to bardzo skrajne wrażenie. Zapraszam na krótkie wprowadzenie do świata technologii, nowoczesnych komputerów i sztucznej inteligencji za sprawą filmu "Transcendencja" i "Her".


Transcendencja opowiada o (oczywiście) amerykańskich naukowcach, którzy próbują stworzyć komputer obdarzony ludzką inteligencją oraz empatią. Jednych to przeraża, inni zachwyceni są takim postępem technicznym, który pomógłby w wielu dziedzinach nauki. Kiedy doktor Will Cater (Johnny Depp) zostaje zaatakowany przez przedstawiciela organizacji sprzeciwiającej się działaniom naukowców, plan zostaje wprowadzony w życie. Umiera, a jego inteligencja zostaje "przeniesiona" do maszyny o nieograniczonych możliwościach, w której żona doktora (Rebecca Hall) doszukuje się męża, a przyjaciel - wielkiego zagrożenia. Co dzieje się dalej? Przekonacie się podczas seansu :)
Film dla mnie okazał się sporym zawodem. Dość przewidywalny, z wetkniętym niepotrzebnie dodatkowym wątkiem miłosnym, postawił jedno bardzo ważne pytanie: w którym momencie działanie maszyny jest tylko pomocą w tworzeniu czegoś nowego, a kiedy zaczyna być zagrożeniem? Po pojawieniu się napisów nadal nie wiemy czy to co robił Will było dobre, czy przekroczył pewne granice. Czy mógłby istnieć mimo strachu, jaki wywoływał w ludziach? Jestem bardzo ciekawa, jak takie obrazy odbierane są przez zwolenników postępu technicznego. Ja oceniam go jedynie jako filmową fikcję, która mimo sporego potencjału nie przypadła mi do gustu. 


O filmie "Ona" wypowiem się już o wiele przyjaźniej. To historia samotnego pisarza Theodora (w tej roli genialny Joaquin Phoenix!) i systemu operacyjnego, który zmienił jego dotychczasowe życie. Po nieudanym związku Theodor wpada w pewnego rodzaju stagnację, wszystko dzieje się obok niego. W pracy pisze listy o uczuciach, których sam nie doświadcza, za i do ludzi, których nie zna. Na każdym kroku towarzyszy mu technologia, komputery są wszędzie co jest wygodne, ale i pozbawione często możliwości doświadczania. Kiedy poznaje nowy system operacyjny - Samanthe - zaczyna oddychać pełną piersią. Czy można wejść w relację z komputerowym tworem? Okazuje się, że tak. I nasz bohater nie jest w tym uczuciu osamotniony.
Jeśli chcecie znać moje zdanie - mam nadzieję, że nie doczekamy takich czasów, kiedy głos z komputera zastąpi nam drugą osobę... Trochę to straszne, trochę dziwne. Obserwujemy jak nasz bohater biega z telefonem po mieście, szepcze czułe słówka i zasypia z głosem 'swojej kobiety' przy uchu. To taka piękna katastrofa. Nie powiem nic więcej, bo film jest naprawdę warty obejrzenia. Jeśli nie zachęca Was sama osoba Joaquin Phoenixa, na ekranie zobaczyć możecie również Amy Adams oraz przez moment Rooney Mare i Olivie Wilde. Za to swym głosem będzie Was uwodzić nie kto inny jak Scarlett Johansson, idealnie wybrana do roli :) Serdecznie polecam!

Oba filmy poruszają podobny problem, ale tylko jeden z nich robi to w sposób, który mnie przekonał. 
Oglądałyście te obrazy? A może polecicie mi coś zupełnie innego? :)

pozdrawiam, A



Jednym bozia dała piękne włosy i rzęsy, a drugim to co mam ja, czyli... :D Ale trzeba się cieszyć tym, co się ma, więc i ja się staram. Po zużyciu całego opakowania aktywnego serum do rzęs z L'Biotici efekty są niezłe. Moje rzęsy się delikatnie zagęściły, są dłuższe i mocniejsze. Teraz dla odmiany zaczynam używać Regenerum i jestem ciekawa, czy coś jeszcze poprawi ;) Ale dziś nie o odżywkach, ale o tuszu, a dokładniej o Bourjois Volume Glamour Mascara Ultra - Volumateur. Zapraszam na post.


Opakowanie jest przyjemne dla oka, różowo czarne, z klasyczną, wygodną szczoteczkę. Sam tusz nie jest na początku ani zbyt mokry, ani suchy - można powiedzieć w sam raz. Po ponad 2 miesiącach używania nadal dobrze wygląda na oku i przede wszystkim nie osypuje się nawet po naprawdę długim dniu. Nie skleja rzęs, a przynajmniej nie robi tego nagminnie - ja zawsze nakładam jedną cienką warstwę, maluję drugie oko i wracam do pierwszego. Na zdjęciach poniżej mam właśnie 2 warstwy tuszu i dla mnie efekt jest idealny ;) Nie lubię czuć tuszu na rzęsach, oglądać owadzich nóżek. Wystarczy, że włoski będą czarne i nie będą posklejane, a w kwestii koloru Bourjois spisał się nawet bardzo dobrze. Ze zmywaniem nie ma większych problemów, płyn micelarny daje sobie świetnie radę. Kosmetyk nie podrażnił mnie mimo noszenia go nawet przez kilkanaście godzin, co jest już dużym sukcesem. Czy mam jakieś zastrzeżenia? Chyba jedno. Sporo tuszu zbiera się na czubku szczoteczki i jej ciągłe czyszczenie jest uciążliwe. Poza tym - nie mam z nim żadnych problemów. Jestem zadowolona, że w końcu zamiast 2000 kalorii Max Factora kupiłam ten tusz :) Z chęcią jeszcze do niego wrócę. 


Tusz znajdziecie w szafach Bourjois w SuperPharm czy Rossmannie i warto polować na obniżki, bo mi udało się go kupić w promocji za 24zł.

Tusz dodaję do codziennych ulubieńców :) A jaki tusz u Was najlepiej się sprawdza? 

pozdrawiam, A



Maj jest miesiącem wielu mniejszych lub większych okazji do rozpieszczania siebie samej. Jedną z nich jest chociażby zmiana cyferki z 23 na (o zgrozo!) 24... I tak uzbierała się całkiem okazała gromadka nowych rzeczy. Część to zakupy prezentowe, część zakupy z potrzeby lub niepohamowanego chciejstwa. Od dłuższego czasu chodzi za mną pewien zapach. 
W Kwesti wyzwania... Na pewno znacie ten moment - wąchacie jakiś perfum i wiecie, że prędzej czy później będzie Wasz! No i takie właśnie uczucie mnie dopadło, a wczoraj przyszpiliło już całkowicie... Dlatego narzucam sobie kosmetyczny post oszczędnościowy. Będzie on trwał od dziś do 30 czerwca i obejmie wszelkie kosmetyki oprócz niezbędnego, higienicznego minimum. Jeśli wytrwam, za 47 dni zapach będzie mój i na pewno wtedy się nim pochwalę. Więc proszę o trzymanie kciuków i zapraszam na post. A może ktoś dołączy? :P

*****

*Babuszka Agafia, czarny szampon przeciwłupieżowy (ok. 15zł/Sekret Urody). Ostatnio mam jakiś napadowy problem z łupieżem i kupiłam ten szampon z myślą o porządnym oczyszczeniu skóry głowy. Po kilku użyciach jestem zadowolona. *Alterra, odżywka nawilżająca granat i aloes (5,99zł/Rossmann). Dużo dobrego o niej słyszałam, a nie miałam jeszcze okazji używać. Mam nadzieję, że będzie w porządku. *Marion, Olejki orientalne, olejek z makadamią i ylan ylang (5,99zł/Natura). Olejku używam do zabezpieczenia końcówek i przygładzenia niesfornych włosów. Słodko, dość intensywnie pachnie i spełnia swoje zadanie. Na pewno sięgnę po inne wersje zapachowe :)

*Farmona, Tutti Frutti, peeling do ciała wiśnia&porzeczka (3,99zł/Natura). Nigdzie nie ma bzowego peelingu z Joanny, więc ten musi wystarczyć. *Kiedy zobaczyłam limitowany, wiosenny żel Isana z limonką i miętą u Iwetto wiedziałam, że kupię :) Uwielbiam takie zapachy, a za 2,99zł szkoda było nie wziąć. Mam nadzieję, że zostanie w Rossmannie na dłużej. *Bielenda, Fruit Bomb Spa, peeling do ciała ujędrnienie+nawilżenie, papaja (5,99zł/Biedronka). Kupiłam z ciekawości, ale jeszcze nie miałam okazji używać. Mam nadzieję, że nie będzie paskudnym tłuściochem... 



*Balea, łagodne mleczko oczyszczające do twarzy z olejkiem z pestek moreli trafiło do mnie przypadkiem i pewnie równie szybko trafi do kogoś innego :) Nie mam pojęcia co to za produkt, znacie go? *Farmona, Dermacos, Anti-Acne, tonik antybakteryjny z bioaktywnym wyciągiem z borowiny (11,99zł/Rossmann). Tonik kupiłam w jakiejś promocji i jestem z niego względnie zadowolona - wygodna butelka, wydajność i brak podrażnień mimo dobrego oczyszczania. Całkiem godnie zastąpił płyn bakteriostatyczny Pharmaceris. 

*Perfecta Slim Fit, modelujące serum do biustu (9,99zł/Super Pharm). Jeszcze nie miałam, a że była promocja to się skusiłam :) *Bielenda Vanity, krem do depilacji awokado (7,99zł/Rossmann). To mój pewniak w kategorii kremów do depilacji - nie podrażnia, nie jest drogi i dobrze usuwa włoski. Szerzej pisałam o nim tutaj! *Gąbka peelingująca Calypso (5,99zł/Rossmann), o której pisałam już tutaj! Przepraszam za brak opakowania, nie wytrwała do zdjęć w stanie nienaruszonym :P *The Body Shop, chłodzący spray do stóp. Wpadł przypadkiem i mam nadzieję, że będzie całkiem przyjemnym gadżetem na lato dla zmęczonych upałami stóp. 

*****


*L'Oreal, Color Riche Extraordinaire w kolorze 500 molto mauve (promocja -49%, 28zł/Rossmann). Mogę śmiało powiedzieć, że to idealny kolor dla mnie - świetnie się nosi, pięknie wygląda, nie migruje, nie wysusza. Ideał! *Regenerum, regeneracyjne serum do rzęs (26,99zł/Super Pharm). Jestem bardzo ciekawa działania, bo z pomadki i serum do paznokci byłam bardzo zadowolona. *Hakuro H50 (ok. 35zł/sklepy internetowe). Pędzel kupiłam z myślą o mineralnych podkładach i mam nadzieję, że dobrze się z nimi sprawdzi :) Do tej pory używałam pędzelka z zestawu Lily Lolo, ale jest on za mały na dłuższe użytkowanie. 


*Burt's Bees, lemon butter cuticle cream (prezent, w Tk Maxxx kosztuje 20zł, na allegro zdecydowanie drożej). To jedno z moich chciejstw kosmetycznych, które w końcu doszło do skutku! :) Na razie mogę powiedzieć tyle. że pięknie pachnie. Będę informować o postępach w pielęgnacji skórek, które ostatnio trochę straciły formę... *Golden Rose Holiday, czarny piasek nr 60 (11,90). Pokazywałam Wam go już tutaj! ale z pewnością pokażę go jeszcze w pełnej odsłonie :)

*Avon, Today Tomorrow Always Together (ok. 60zł). Już dawno nie miałam nowego zapachu, bo chciałam wykończyć kilka końcówek, więc akurat ten prezent przyjęłam z otwartymi ramionami :) Nie jest to do końca mój zapach, ale przyjemnie mi się go nosi. Kwiatowy z nutką brzoskwini, wiosenny i dość świeży. 
*Maseczki Montagne Jeunesse (Natura, 3,99zł/sztukę). Tym razem wybrałam głęboko nawilżającą i odblokowującą pory maseczkę truskawkową oraz nawilżającą maseczkę z czarnej jagody


*Storm, okulary przeciwsłoneczne kupione w Tk Maxxx za 60zł. Klasyczne i bardzo zgrabne, do tego wyglądam w nich (podobno) jak człowiek, a to już duże osiągnięcie. 

*Prezent od mojej N. czyli srebrna bransoletka i łańcuszek :* Nie jestem fanką biżuterii i zazwyczaj jak już coś dostanę, to noszę aż do zniszczenia (szczególnie do zrywania łańcuszków mam talent, trzeba przyznać). Biżuteria bardzo ładnie wygląda i jest na tyle prosta, że będę mogła nosić ją do wszystkiego. Strzał w dziesiątkę ;)

I to by było na tyle :) Jak widzicie trochę się tego nazbierało... Biorąc pod uwagę zakupy z promocji Rossmanna i Natury, które pokazywałam Wam tutaj! - zakupowy ban jest jak najbardziej wskazany. Raz jeszcze dziękuję za wszystkie prezenty! 

Wpadło Wam coś w oko? Dajcie znać koniecznie :)

pozdrawiam, A



Do szaf Wibo jakiś czas temu weszła przyjemna dla oka kolekcja lakierów Celebrity Nails. Wśród 10 odcieni z pewnością wiele z Was znajdzie lub znalazło już coś dla siebie. Ja postawiłam na lakier nr 5 so classy. Jeśli się nie mylę nazwy obok numerków to również zmiana, jak najbardziej na plus :) "Piątka" to ciemny róż ze sporą dawką maliny i delikatnymi drobinkami w złocistym kolorze, które na paznokciach są prawie niewidoczne. Nadają całości ładny połysk, ale bez topu lakier dużo traci. O ile o kolorze ciężko powiedzieć coś więcej, bo to kwestia gustu... tak jakościowo nie ma szału niestety. Po bezproblemowym malowaniu i dwóch cienkich warstwach potrzebnych do pełnego krycia, oraz dość szybkim czasie schnięcia, liczyłam na coś więcej... Mimo topu Essie good to go lakier nie przetrwał dwóch pełnych dni - końcówki są już solidnie zdarte. Być może winą jest brak bazy, ale moim paznokciom nie sprawia to różnicy. 
Podsumowując: za ok. 6zł dostaniemy lakier w przyjemnym, letnim kolorze i jeśli regularne zmiany nam nie przeszkadzają - szukajcie ich w Rossmannie, póki jeszcze są w promocji :)


Moja dziewczyna narzeka, że jestem paznokciową nudziarą, więc na środkowym palcu wylądował piasek Golden Rose nr 60 z serii Holiday. Szaleństwo jak się patrzy :D Chciałam już bardzo długo czarny, a właściwie jak widać wyżej grafitowy piasek i jestem zadowolona. Koszt to ok. 12zł w zależności od miejsca zakupu, a o nie niestety trudno. W Grudziądzu możecie szukać ich w drogerii połączonej z kioskiem na ul. Toruńskiej, w Bydgoszczy stoisko GR jest w Realu. Dwie warstwy pociągnięte topem Essie dla intensywniejszego koloru. Nie mogę się doczekać kiedy piasek wyląduje na wszystkich paznokciach :) A róż? Pójdzie w świat... 

Jak Wam się podoba takie malinowo-piaskowe połączenie? :)

pozdrawiam, A



Widząc zapowiedzi promocji w drogeriach Rossmann i Natura miałam w głowie całą listę kosmetyków, które chciałabym kupić. Dodam tylko, że była to niemała lista... Na szczęście po kilku rozmowach z resztkami zdrowego rozsądku udało mi się nie zbankrutować i w zasadzie kupiłam tylko to, co było mi tak naprawdę potrzebne :) Nie udało mi się kupić jedynie cielistej kredki na linię wodną, ale obeszło się bez lamentu pod szafą MaxFactor (a widziałam takie... ciekawe zjawisko). Zapraszam na post :)


T w a r z. Miał być puder z L'Oreal, ale w końcu do koszyka wrzuciłam Maybelline Affinitone w kolorze 03 light beige (15,89zł z 27,29zł) z myślą o lecie i matujący puder sypki z Manhattanu w kolorze 1 natural (15,30zł). Pierwszy już miałam i nie mam koszmarów sennych z nim związanych, a do torebki będzie w sam raz ;) Manhattan chciałam już dawno, ale jakoś nie było okazji. W Naturze kupiłam jedynie róż i był to bardzo nieplanowany zakup, ale róż z Catrice w kolorze 020 Rose Royce wydaje się być tym, czego już dawno szukałam (nie znam ceny). 
U s t a. Tutaj było mi się najtrudniej powstrzymać, ale byłam twarda! Dlatego zdecydowałam się na konturówkę do ust Bourjois w kolorze 15 rose precieux (16,83zł z 32,99zł). Czytałam o niej sporo pozytywnych recenzji i pierwsze wrażenie robi bardzo dobre. Kolor naturalny, ładnie wygląda na ustach i jest odrobinę żywszy od mojego naturalnego - nie miałam jeszcze tak ładnej konturówki ;) Nie mam żadnych błyszczyków do ust, więc pokusiłam się o dwa kolory Maybelline Color Sensational 150 pink shock i 420 glorious grapefruit (13,25zł z 25,99zł). Miałam ochotę na inne, ale wybór między czymś obrzydliwie chemicznym, a mega chemiczno-słodkim skutecznie mnie zniechęcił. 
O c z y. Wahałam się między wersją klasyczną, a nową odsłoną w fioletowym opakowaniu. W końcu padło na L'Oreal Volume Million Lashes (31,10 z 60,99zł) w klasycznej odsłonie, na fioletową przyjdzie jeszcze czas.
P a z n o k c i e. Większość z Was, które śledzą mój blog powinna być zaskoczona - JEDEN lakier! Ostatnio moje kolorowe buteleczki przeszły kolejne przetasowanie i jest mi z taką ilością o wiele lżej. Dlatego też nie chcę robić kolejnych zapasów, a kolor nr 5 z serii Celebrity Nails Wibo (3,15zł z 6,19zł) zwrócił moja uwagę już jakiś czas temu. Do tego odkupiony, najlepszy jaki miałam żel do skórek Sally Hansen (12,90zł) i oliwka do skórek z Miss Sporty (4,08zł z 7,99zł). 

Jak widzicie nie ma tego dużo. Poza powyższymi zakupami do mojej kosmetyczki trafiły jakieś pojedyncze rzeczy, które rozproszyły się już po łazience, więc wrzucę je dopiero do podsumowania miesiąca i Kosmetycznego Związku Zapaśniczego. Ostatnio opuściłam się ze zużywaniem, przyznaję bez bicia... Trzeba nadrobić, żeby pod koniec maja nie było wstydu. 

A jak tam Wasze łowy rossmannowe i nie tylko? 

pozdrawiam, A



Serdecznie przepraszam Was za takie opóźnienie, ale po bardzo udanym majowym weekendzie powrót do rzeczywistości całkowicie mnie rozstroił. Mimo problemów technicznych zwycięzca został wyłoniony - metodą karteczkową, ale mamy ją! :)

Jajko leci do Martyna9476!

Proszę o kontakt mailowy: rogaczki.kosmetyczne@gmail.com

pozdrawiam, A


Obsługiwane przez usługę Blogger.