Dziś posta kosmetycznego nie będzie, ale mam dla Was coś równie ciekawego. 
Jako że pozytywnych wariatów nie brakuje, z przyjemnością przedstawiam wam trójkę z nich :) Postanowili wakacyjne plany przenieść na konkretne działanie i już niedługo, bo 10 lipca ruszają w podróż po Europie Zachodniej... maluchem! Na pewno pamiętacie "króla szos" lat '80 i '90 - teraz spotkać go na drodze, to już nie lada wyzwanie. Tak prezentuje się sam środek lokomocji:


Mam przyjemność znać już od lat jednego z uczestników wyprawy, a jest nim moja serdeczna przyjaciółka Agata :) Razem z Kubą i Martą zaplanowali podróż z Piły nad samo wybrzeże Francji. Może po drodze wstąpią do DMu :P


Cała trójka studiuje na UWM w Olsztynie i już niedługo będzie leczyć nasze kochane zwierzaki. 
Zachęcam Was do śledzenia profilu wyprawy na Facebooku, o TUTAJ! i lajkowania - przyda im się dobre słowo i wsparcie :) Na profilu znajdziecie więcej informacji o wyprawie i zdjęcia podróżników. Zapraszam!

Czy Wasze wakacyjne plany są równie odważne?
pozdrawiam, A




Obiecuję, że po tym poście z piaskami koniec :) Ale Lovely wypuściło na rynek perełkę, która wyjątkowo mi się spodobała. Jeśli lubicie mocny błysk na paznokciach i nie boicie się brokatu - to na pewno lakier dla Was!


KOLOR
Lakier nr 3 to połączenie niebieskości ze srebrnymi drobinkami, które na zdjęciach może sprawiać wrażenie odcienia wpadającego delikatnie w teal. Mi się bardzo podoba - jest taki nieoczywisty, jakby przybrudzony. Pięknie błyszczy się w słońcu i jeśli lubicie błyskotki na paznokciach, powinien znaleźć się w Waszych zbiorach.
KRYCIE
Dwie warstwy dają całkowite krycie, chciałabym spróbować też jak sprawdzi się na innym kolorze, położony jedną warstwą. Mam nadzieję, że zatrzyma w takiej formę swój urok :)
KONSYSTENCJA I APLIKACJA
Naczytałam się, że konsystencja jest rzadka i tego się spodziewałam, ale... Przez te drobinki aplikacja wcale nie była taka, jak przy typowo rzadkich lakierach. Nie miałam problemu z rozlewaniem lakieru po skórkach, lakier rozprowadzał się idealnie. Nie do końca pasuje mi ten puchaty pędzelek, bo przy mniejszej płytce nabiera trochę za dużo produktu.
SCHNIĘCIE
Całkiem dobre, chociaż na pewno potrzebuje więcej czasu niż P2 czy KIKO. Wysycha na mat, chociaż przez ilość drobinek ciężko to stwierdzić :)
TRWAŁOŚĆ
Świetna! Lakier zmyłam dziś, po 5 dniach noszenia tylko dlatego, że odrost był już okrutny :) Końcówki lekko starte, co przy takim kolorze nie było mocno widoczne. Super!
CENA I DOSTĘPNOŚĆ
Lakiery można kupić w drogeriach Rossmann, za około 8,50zł.



A tak lakier wygląda w sztucznym świetle, bez lampy:


W kolekcji Lovely Baltic Sand znajdziemy również czerwień i żółć, ale na te kolory chyba się już nie skuszę. 
"Chyba", bo czerwień wygląda dość dobrze, chociaż jeszcze mocno się zastanowię :)
A który z piasków Lovely znalazł miejsce u Was?

pozdrawiam, A



Zdjęcie jest specjalnie takie duże, żebyście dobrze zapamiętały - to nie jest kosmetyk warty waszej uwagi! 

Dziś mowa będzie o odżywce Alverde, która miała włosy nawilżyć dzięki bogatemu kompleksowi oleju migdałowego i oleju arganowego. Miała być idealna dla włosów suchych i łamliwych. No właśnie, miała...


Opakowanie: plastikowa butelka typowa dla kosmetyków Alverde, zamykana na zatrzask. Bez dodatkowych udziwnień, trwałe etykiety z wszelkimi informacjami w języku niemieckim.
Konsystencja i aplikacja: wracając do opakowania to jest ono zupełnie niepraktyczne! Odżywka powinna raczej nazywać się maską, bo gęsta i maślana konsystencja właśnie takie skojarzenia budzi. Ale producent postanowił, że mniej więcej w połowie opakowania podniesie nam ciśnienie pod prysznicem. Butelkę trzeba rozkręcać, wytrząsać z niej odżywkę, chlapać nią po wszystkich ścianach itd. Jeśli chodzi o aplikację to również nie jest wesoło. Odżywka jest jakby "tłusta", często uciekała mi z mokrej dłoni. Żeby poczuć ją na włosach (niestety nos czuje bardzo) trzeba jej użyć naprawdę dużo. Ciężko ją równomiernie rozprowadzić. 



Wydajność: niska. Maska starczyła mi na ok. 5-6 użyć, a mam włosy do ramion. 
Zapach: jak dla mnie paskudny... połączenie olejku arganowego z migdałowym jest dla mnie mocno odrzucające. Nie umiem porównać zapachu do czegoś konkretnego, taki smrodek możemy odnaleźć w tłustych maściach. Niestety trzeba też dodać, że świetnie utrzymuje się na włosach po myciu, co staram się zawsze przykryć innym zapachem (odzywki ułatwiającej rozczesywanie lub desperacko perfumami...). Ale jak wiadomo, włosy są często na takie zabiegi oporne. Jednym słowem - antyfiołek.
Działanie: żadne. Nie zauważyłam nic, co mogłabym tej odżywce policzyć na plus. Włosy już przy zmywaniu odżywki są tępe, nieprzyjemne w dotyku. Zbijają się w strąki i bardzo długo schną. Do tego odżywka nawet minimalnie nie ułatwia rozczesywania, włosy mocno się plączą. Ja rozumiem, że natura itd. nie ma co oczekiwać cudów, ale... tu nie dzieje się nic. Całe szczęście, że jeszcze nie obciąża dodatkowo włosów i nie robi im krzywdy. Używana jako odżywka na kilka minut i jako maska na kilkanaście zachowuje się tak samo, chociaż przy dłuższym trzymaniu włosy trochę lepiej się rozczesują. 
Dostępność i cena: drogerie DM, sieć; za 200 ml zapłacimy 2,25e.

informacje i skład dla zainteresowanych:
zdjęcie można powiększyć, klikając na nie

Już dawno nie miałam tak beznadziejnej odżywki... Po bardzo udanej Babuszce Agafii, o której pisałam TUTAJ! to totalne dno. Mam nadzieję, że kolejny włosowy wybór okaże się bardziej udany.

Dziewczyny kochane, mam jeszcze do Was pytanie. Co polecacie z Lusha? 
Szykuje mi się okazja na małe zakupy, ale temat jest mi zupełnie nieznany. Możecie coś polecić?

pozdrawiam, A




Lubię kiedy róż na policzkach współgra z kolorem ust. Postanowiłam wykorzystać Essence Stay Matte Lip Cream 02 Smooth Berry (recenzja klik) zarówno do ust jak i właśnie policzków.


Po pomalowaniu ust, nakładam odrobinę szminki na opuszek palca.


Nakładam na policzek.


Rozmazuję...


I gotowe.


Efekt jest bardzo delikatny i tak jak na ustach utrzymuje się długo. Z początku bałam się mazać po twarzy tak wyrazistym kolorem. Jak widać na zdjęciach, produkt ładnie się rozprowadza i raczej krzywdy nie robi.

Do tej pory nie używałam kosmetyków "wielozadaniowo".

A Wy?

Pozdrawiam, M.





Już wczoraj na facebooku pokazywałam wam puder do paznokci Essence, z obecnej aktualnie w Douglasie limitki. Zawędrowałam tam w poszukiwaniu tuszu do brwi, niestety był ostatni dość mocno sfatygowany. Ale na pocieszenie i z czystej ciekawości wzięłam "puszek". Już jakiś czas temu fala futrzastych paznokci próbowała uderzyć, ale całe zjawisko przeszło bokiem. I ja też do fanek się nie zaliczam. Zapraszam na posta :)




Jak widzicie puszek zapakowany jest w kartonik z podstawową instrukcją, która jest bardzo łatwa i przejrzysta. Mały, plastikowy słoiczek jest zakręcany i dodatkowo zabezpieczony zatrzaskowym zamknięciem z małą dziurką - nic nam się nie ma prawa wsypać. Duży plus! Paznokcie malujemy lakierem i na mokry wysypujemy puder, nadmiar usuwając pędzlem. Oczywiście ten również był do kupienia (oba produkty po 9zł). 


Pomalowałam paznokcie lakierem Essie - first timer i oprószyłam puszkiem. Po chwili aplikatorem do cieni delikatnie docisnęłam puder do lakieru, żeby lepiej się przykleił i zostawiłam do wyschnięcia. Efekt nawet mi się spodobał, chociaż nie jest tak intensywny jak bym chciała. Może spróbuję z ciemniejszym lakierem bazowym następnym razem.


Trwałość? Dwa mycia rąk i puszku została połowa. No niestety, nie jest to efekt długotrwały...

Oglądając w Douglasie limitkę, spodobało mi się połączenie zieleni i różu. Nie jest może zbyt oryginalne i odkrywcze, ale w końcu na moich paznokciach wylądował mix, który już dawno chodził mi po głowie.


Lakiery: Essie to first timer i under where? plus piasek Kiko 642, który solo znajdziecie TUTAJ! 


Małe szaleństwo jak dla mnie, więc może dodam zbliżenia na to, co ciekawsze :) Mały paluszek uległ wypadkowi więc jest w stanie raczej złym - wybaczcie mu niedyspozycję...


kciuk to mój ulubieniec - essiak plus kropki Kiko zrobione sondą


tutaj jedna warstwa piaskowego Kiko - w końcu widać cukrowe drobinki
i znowu zestaw Essie + kropki od Kiko


Jak Wam się podoba? Mi bardzo, chociaż muszę popracować nad trwałością puszku :)
Zgarnęłyście coś z limitki Guerilla Gardening?

pozdrawiam, A




Dawno mnie tu nie było. Natłok obowiązków skutecznie odciął mnie od wirtualnego życia. A. dba o wszystko i świetnie sobie radzi :). W pierwszą wolną sobotę (od chyba miesiąca) przychodzę do Was z recenzją Eveline Nail Therapy Professional- preparatu do usuwania skórek


Opakowanie jest poręczne z wygodnym aplikatorem. To miękka tubka z fajną końcówką. Aby jednak wydobyć ostatki produktu, będę musiała przeciąć opakowanie. Jedyne zastrzeżenie mam do ilości wydobywanego produktu- trochę go dużo jak na jeden raz.


Działanie: produkt ładnie zmiękcza skórki. Wystarczy odsunąć je patyczkiem. Producent zapewnia, że 30 sekund wystarczy, ale ja muszę trzymać produkt dłużej. Trzeba uważać przy zdartych skórkach. Produkt w rance okropnie szczypie.
Moje skórki z natury nie są twarde i nie narastają na płytkę- zasługą tego jest olejek z Inglota do pielęgnacji skórek; dlatego nie wiek jak Eveline poradzi sobie z  "grubszą sprawą". Konsystencja mi bardzo odpowiada, produkt nie spływa z paznokci.



Produkt jest całkiem w porządku, ale ja szukam czegoś lepszego. Przede wszystkim zależy mi na czasie. Nie mam go teraz zbyt wiele na pielęgnację paznokci.

Jaki produkt do skórek Wy polecacie?

M



Jak widzicie w tytule dziś będzie o szamponie Alverde, który był podobno edycją limitowaną - jeśli gdzieś jeszcze na niego traficie, serdecznie polecam! I zapraszam na recenzję :)


Opakowanie - proste i tradycyjne dla szamponów. Plastikowa, dość miękka butla pozwalająca zużyć kosmetyk do ostatniej kropli. Zamykanie za zatrzask - nie ma problemów z otwieraniem czy dostawaniem się wody pod zakrętkę (jak mają to w zwyczaju robić produkty Isany). Z tylu informacje dotyczące kosmetyku, oczywiście w języku niemieckim. Zdjęcie wstawię na dole, jeśli jesteście zainteresowane. Etykiety mimo wilgoci pozostały na swoim miejscu.
Konsystencja i aplikacja - szampon ma typowo żelową, przyjemną konsystencję. Jest delikatnie zielony, czego na zdjęciu nie widać. Dobrze rozprowadza się na włosach i przyzwoicie pieni.


Wydajność - ciężko mi ją określić, ponieważ używam zazwyczaj dwóch szamponów na zmianę. Dla mnie był wydajny i biorąc pod uwagę cenę, jestem w stanie dać mu mocną piątkę. 
Zapach - i tutaj można odpłynąć :) Nie jestem w stanie tej kompozycji zapachowej porównać do niczego, co wcześniej przewinęło się przez moją kuchnię, czy łazienkę. Połączenie jabłka i papai jest obłędne, słodkie, ale nie przytłaczające. Zapach nie jest trwały i nie wyczuwam go na włosach, albo zwyczajnie tłumią go zapachy odżywek. 
Działanie - muszę Wam powiedzieć coś o moich włosach. Są jak dobrze nakręcony zegarek... Po dwóch dniach od mycia skóra głowy zaczyna delikatnie sugerować, że to już ten czas. Jeżeli chcę stłumić jej podszepty, zaczyna brutalną kampanię swędzenia. Nie ma co się stawiać, sytuacja jest niezmienna od lat. To nie jedyna fanaberia mojej skóry, do której już się zdążyłam przyzwyczaić. Ona się po prostu nudzi i zmiana szamponu co kilka myć jest wskazana, dlatego w łazience mam zazwyczaj dwa. Po 3-4 myciach robię przerwę na skok w bok do innej butelki (np. Isany przeciwłupieżowej). 

Wracając do działania. Szampon z myciem włosów radzi sobie świetnie - a to jego główne zadanie. Oleje zmywa równie dobrze, chociaż wtedy myję włosy dwa razy, dla pewności. Jest to kosmetyk bardzo delikatny dla skóry głowy, nie podrażnia jej i nie przesusza. Zostawia włosy czyste i aż piszczące - wiem, nie wszystkie dziewczyny to lubią, ale tak już jest z szamponami naturalnymi. Nie spowodował u mnie obciążania czy oklapu, włosy po umyciu były miękkie i delikatne (oczywiście odżywka obowiązkowa). Nie zauważyłam żadnego działania niepożądanego. W kwestii rozczesywania - nie sprawował się gorzej od innych szamponów naturalnych, ale pomocne były tu odżywki w sprayu. 
Dostępność i cena - jak dobrze wiecie, kosmetyki Alverde dostępne są w sieci drogerii DM. Można ich też szukać w internecie. Stacjonarnie za 300ml zapłacimy 2,45e.

informacje i skład dla ciekawskich:
zdjęcie można powiększyć, klikając na nie

Podsumowując - to świetny, podstawowy szampon. Nie ma ukierunkowanego działania, więc powinien pasować każdemu. Ja mocno żałuję, ze wzięłam tylko jedną butelkę, bo niestety już mi się skończył i zasili marcowe denko... Ogromny plus za zapach!

Znacie ten szampon? Macie swoje ulubione szampony do włosów?

pozdrawiam, A




Jak może niektóre z Was wiedzą, do różu podchodzę z dużą rezerwą. Oczywiście, sam kolor podoba mi się na paznokciach, ale... najlepiej u kogoś :) Czasami zdarza mi się pomalować paznokcie ciemną magentą, ale taki odcień, to w moim lakierowym światku nowość. Przedstawiam dziś lakier, który udało mi się zgarnąć w rozdaniu u Hexxany, której raz jeszcze dziękuję!



Piasek Kiko 642 to mocny barbie-róż z różowymi (a jakże!) drobinkami, które są widoczne długo, długo po aplikacji. Może to moja wina, bo nałożyłam dwie warstwy (lakier kryje przy jednej, ale tradycji stało się za dość) i wyschnięcie do pełnego matu, którego na zdjęciu nie ma zajęło mu dużo czasu. Długo też był dość skory do uszkodzeń i z tego też powodu nie ma zdjęć końcowych. Ale nie martwcie się, na pewno za jakiś czas dziada przypilnuje i wrzucę zdjęcia na facebooka :)


Jak już lakier dobrze zaschnie, to nic mu nie zaszkodzi. Dobrze trzyma się płytki i efekt matu jest długotrwały (bardzo podobny do P2). Drobinki pięknie lśnią w słońcu, jak i w świetle sztucznym. Kolor jest intensywny i będzie świetnie wyglądał zarówno z opaloną, jak i bladą skórą. 


Pędzelek jest puchaty, ale dobrze nakłada lakier i idealnie rozprowadza go po płytce. 
Nie ma problemów z zalewaniem skórek, konsystencja jest w sam raz :)
Lakiery Kiko niestety nie są dostępne w PL. Można je znaleźć na allegro i w sieci. Jeżeli macie okazję to na pewno znajdziecie je w Niemczech.


Lubicie róż na paznokciach? Ja się przekonuje i chcę zobaczyć jak będzie wyglądał z Essie - Under where?
Na pewno efekty pokażę tu, lub na facebooku, na którego serdecznie zapraszam.

M. wpadła w klątwę brako-czasową, więc dodajcie jej otuchy! Już niedługo do nas wróci :)

pozdrawiam, A

PS. W końcu uaktualniłam mój wzornik lakierowy w wersji do portfela. To grubsza folia pocięta w paseczki, która zajmie mało miejsca, a wielokrotnie uchroni Was przed zakupem dupe'owego lakieru :)







Dziś dzień, o którym pamięta każdy - i ten mały i ten DUŻY! Małym życzę smacznej czekolady i dużo radości, a starszych zapraszam do zmalowania na paznokciach kolorowego mani :)

W zeszłym roku to święto mnie ominęło, chociaż podziwiałam wiele propozycji na blogach.
Tym razem dołącza swoje 5 groszy, które wygląda tak:



lakiery użyte do malowania:


Q z serii Colour Alike 155 buka, dwa Essiaki, które bliżej można zobaczyć TUTAJ, żółty lakier Essence z limitko Miami Roller Girl (wrócił do łask, a miał pójść do ludzi), Joko z matowej serii J106 paradise coral i mój ulubiony top L'Oreal :) Całość dało moim zdaniem super efekt, ja jestem zauroczona.

***

Dla mnie dzień dziecka to dzień rozpieszczania! W tym roku zbiegł się niefortunnie z comiesięcznym zwijaniem się z bólu, więc tym bardziej mi się należy :) A świętują dziś przede wszystkim moje kubki smakowe...


za chipsami nie szaleje, ale te wafelki są pyszne! / wszyscy piją alko z biedry, ale ja na razie zostanę przy żelkach (niech no tylko skończą się tabletki przeciwbólowe) / truskawki!!!


no dobra... ale to prawie oranżada! / pan arbuz wreszcie mnie odwiedził :) / ulubiona milka, oczywiście pod kolor paznokci / ciasto drożdżowe z truskawkami, może być coś lepszego?

Trochę Was dziś zaobrazkowałam :) Mam nadzieję, że jakoś to zniesiecie.
Chwalcie się jak tam skittles mani wygląda u Was! 

pozdrawiam, A


Obsługiwane przez usługę Blogger.